Co dalej z dolarem?
Biorąc pod uwagę rozbieżne perspektywy polityki pieniężnej Fed i Europejskiego Banku Centralnego, zachowanie dolara wobec euro wydaje się kłócić z rynkową logiką. Zapowiadane od kilku miesięcy luzowanie polityki EBC i jednoczesne deklaracje amerykańskiej rezerwy federalnej nie tak przecież odległego terminu rozpoczęcia cyklu podwyżek stóp procentowych, powinny wspierać dolara. Tymczasem traci on wobec wspólnej waluty od prawie dwóch lat, a obserwowana od kilku dni zmiana tej tendencji wcale nie musi oznaczać przełomu.
Dolar osłabia się wobec wspólnej waluty już od prawie dwóch lat. Pod koniec lipca 2012 r. za euro można było kupić za 1,2 dolara. W pierwszych dniach maja 2014 r. trzeba było na to wydać 1,39 dolara, czyli o prawie 16 proc. więcej. Przez ponad połowę tego okresu słabość amerykańskiej waluty można było tłumaczyć kontynuacją nadzwyczajnych działań Fed. W sierpniu 2012 r. rozpoczęła się przecież trzecia runda ilościowego luzowania polityki pieniężnej. Im bliżej schyłku 2013 r., tym coraz bardziej jasne stawało się, że zbliża się koniec tego procesu. Wszelkie wątpliwości w tej kwestii rozwiane zostały przez Bena Bernanke na początku grudnia, a przykręcanie kurka oznaczonego napisem QE3 stało się faktem. Tempo ograniczania dopływu pieniądza utrzymywane jest na tym samym poziomie od pięciu kolejnych miesięcy i nic nie wskazuje, by miało się one zmienić w najbliższym czasie. Tymczasem dolar od 11 grudnia 2013 r. do 4 lutego 2014 r. zyskał niespełna 2 proc., po czym kontynuował poprzednią tendencję, osłabiając się do 1,39 za euro w pierwszych dniach maja 2014 r., a więc przebijając wyraźnie kurs z dnia ogłoszenia grudniowej decyzji Fed. Ten ruch jedynie w części można wyjaśniać ponawianiem deklaracji Janet Yellen o zamiarze pozostawienia stóp procentowych na niezmienionym poziomie „przez dłuższy czas”. Przy założeniu utrzymania dotychczasowych tendencji w gospodarce i braku niespodziewanych wydarzeń, mogących być źródłem zagrożeń lub kryzysu, ten czas dobiegnie końca w przyszłym roku, najprawdopodobniej w drugim lub trzecim jego kwartale, a więc za 10-15 miesięcy. Biorąc pod uwagę skłonność inwestorów do dyskontowania przyszłych wydarzeń oraz skalę i wagę globalnego rynku walutowego, nie jest to perspektywa zbyt odległa, by już było widać oznaki dostosowywania się do nowych warunków.
Skoro tak, to zgodnie z teorią, powinniśmy obserwować umacnianie się dolara, w reakcji na perspektywę podwyżek stóp procentowych. A tendencję tę dodatkowo wzmagać powinno ultra łagodne nastawienie Europejskiego Banku Centralnego, który deklaruje nie tylko utrzymanie stóp na niskim poziomie, ale wręcz zastosowanie kolejnych nadzwyczajnych działań z zakresu polityki pieniężnej, z jakąś formą ilościowego jej luzowania włącznie. Tymczasem kurs euro wobec dolara nieustannie idzie w górę, docierając w pierwszych dniach maja do poziomu najwyższego od jesieni 2011 r. Tendencja ta przerywana jest co jakiś czas dynamicznymi lecz krótkimi korektami, w reakcji na bieżące wydarzenia lub deklaracje obu banków centralnych. Żadna z nich nie była w stanie na dłużej osłabić głównego trendu osłabiania się amerykańskiej waluty. Prawdopodobnie będzie tak też i tym razem, gdy po niedawnym posiedzeniu EBC Mario Draghi zapowiedział możliwość przejścia od słów do czynów już w czerwcu, dolar gwałtownie się umocnił.
Ekonomiści i analitycy rynkowi nie formułują jednoznacznych i przekonujących teorii, mogących stanowić wyjaśnienie tego zjawiska, bazując jedynie na zapowiedziach Fed dotyczących odległego terminu rozpoczęcia cyklu podwyżek stóp i łagodnego jego przebiegu oraz prognozach słabego tempa wzrostu amerykańskiej gospodarki. Argumentem uzasadniającym słabość dolara jest też kondycja finansów Stanów Zjednoczonych, czyli wysokie zadłużenie i niezrównoważony budżet państwa. Z pewnością wszystkie te czynniki mają wpływ na notowania amerykańskiej waluty. Jednak powodów jej słabości można prawdopodobnie doszukiwać się na gruncie klasycznych mechanizmów rynkowych. Wzrost stóp procentowych, wynikający ze zmiany polityki Fed, spowoduje w pierwszej kolejności dostosowanie do tej sytuacji rentowności obligacji, których rentowność będzie rosła. Z tego wynika, że ceny amerykańskich papierów dłużnych o stałym oprocentowaniu pójdą w dół. A skoro tak, to inwestorzy będą się ich pozbywać. Wszystko więc wskazuje na to, że tak zwana „wielka rotacja” nie uległa jeszcze zakończeniu. Z tego zaś wniosek, że kapitał wciąż płynie i będzie płynął na rynek akcji, czego dowodem są ostatnie rekordy indeksów na Wall Street oraz na rynek surowców, na co również zaczynają coraz wyraźniej wskazywać panujące na nim tendencje. Można z tego wnioskować, że zanim dolar nieuchronnie się umocni, jego notowania pójdą w dół, fundując inwestorom jeszcze jedną, prawdopodobnie ostatnią przed cyklem zaostrzania polityki pieniężnej, falę hossy na giełdach i umocnią wzrostowy trend na rynku surowców.
Roman Przasnyski, Open Finance
Dołącz do dyskusji: Co dalej z dolarem?