Jaka przyszłość mediów?
Debata o przyszłości mediów publicznych: Sellin i Bierzyński
Przedstawiamy Państwu zapis debaty w sprawie przyszłości mediów publicznych, jaka odbyła się ostatnio z inicjatywy "Gazety Polskiej".
Wzięli w niej udział minister Jarosław Sellin z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz Jakub Bierzyński z zespołu ekspertów "Przejrzyste Media", przygotowującego projekt deregulacji rynku mediów.
Sellin: Na sprzedaż telewizji publicznej się nie godzę. Może się zdarzyć tak, że wszystkie stacje będą należeć do jednego właściciela albo będą nadawały to samo. Dlatego telewizja publiczna powinna istnieć.
Bierzyński: Nie trzeba kupować krowy, żeby się napić mleka! Cele publiczne może realizować również telewizja prywatna
O tym, czy telewizja publiczna jest nam jeszcze potrzebna
Jarosław Sellin: Prywatne stacje zaczęły powstawać w Europie w latach 80. I wtedy dopiero pojawiła się dyskusja nad sensownością istnienia telewizji publicznej.
Jakub Bierzyński: No właśnie, telewizje na początku były państwowe, a potem stopniowo zamierały. Wydaje mi się, że już się nie da utrzymać paternalistycznej roli państwa w tej sferze.
J.S.: Te telewizje nie zamierały. Ograniczyły swój udział w rynku, bo się pojawiła konkurencja. Ale ciągle mają w wielu krajach silną pozycję, nawet rynkową, co być może nie jest szczęśliwe, bo na ogół odbywa się to kosztem oferty programowej. Tak się też zresztą dzieje w Polsce. Ale jak dotąd żadne państwo . ani w Unii
Europejskiej, ani w ogóle w naszym kręgu cywilizacyjnym . nie uznało, że media publiczne są niepotrzebne.
J.B.: Najpierw powinniśmy określić, jakie cele ma spełniać telewizja publiczna, bo do tej pory to nie zostało zdefiniowane.
J.S.: Ależ misja polskiej telewizji publicznej została zdefiniowana bardzo szczegółowo w ustawie o radiofonii i telewizji z .92 roku! I w bardzo wielu punktach to są bardzo piękne sformułowania.
J.B.: No właśnie! To nie działa!
J.S.: Bo rzecz nie w napisaniu pięknego tekstu, tylko w jego egzekucji.
O sprzedaży telewizji
J.B.: Czy zadań telewizji publicznej nie mógłby spełniać inny podmiot? Takie postawienie sprawy otwiera drzwi do sprzedaży telewizji publicznej.
J.S.: Na sprzedaż się nie godzę. Może się przecież zdarzyć tak, że wszystkie stacje będą należeć do jednego właściciela albo będą nadawały to samo. Taką sytuację może wymusić rynek. Dlatego telewizja publiczna powinna istnieć.
J.B.: Nie trzeba kupować krowy, żeby się napić mleka! Cele publiczne może realizować również telewizja prywatna.
J.S.: Moje doświadczenie z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji dowodzi, że właściciel mediów prywatnych prędzej czy później robi program taki, jaki wymusza rynek. Przy odnawianiu koncesji, która miała pewne zobowiązania programowe, wywalcza liberalizację programu. Bardzo sobie cenię, że jeden z największych nadawców prywatnych uruchomił najlepszy program informacyjno-publicystyczny w Polsce . TVN 24. Tak samo cieszą mnie stacje radiowe . informacyjna i z muzyką klasyczną . TOK FM i RMF Classic. Tylko że w pewnym sensie są to kaprysy nadawców.
J.B.: Żadne kaprysy, tylko dobrze zbilansowane przedsiębiorstwa, które zarabiają na siebie.
J.S.: Ale w pewnym momencie właściciele mogą stwierdzić, że już przestały się opłacać i zmienią profil programowy. Jaką mamy gwarancję, że nadal będzie istnieć w mediach elektronicznych debata publiczna, wysoka kultura, edukacja?
J.B.: Bardziej bym się bał tego, że do władzy w telewizji publicznej dorwie się jakiś szalony polityk niż tego, że przedsiębiorstwo zacznie działać wbrew własnym interesom.
Rynek ma swoje prawa i jeżeli ktoś zamknie TVN 24, to powstanie inny kanał informacyjny, bo będzie na niego zapotrzebowanie.
J.S.: Realizowanie misji publicznej bez publicznych stacji wywoła chaos u odbiorców. Bo mieliby np. w telewizji prywatnej jakiś kolejny głupawy reality show i koncert muzyki pop, a między to . wetknięty doskonały film dokumentalny o wybitnym twórcy kultury.
J.B.: Telewizja publiczna nie jest w stanie nic ludziom narzucić wbrew ich woli, bo oni i tak wezmą pilota i przełączą na .Ciao, Darwin!.. Powinna być opcją dla tych, którzy są zainteresowani wyższą kulturą, a nie tubą do kształtowania gustów wbrew woli widzów.
J.S.: Nie odpowiedział pan na moje pytanie . co zrobić z nieuchronnym procesem odchodzenia od kanałów uniwersalnych na rzecz tematycznych?
J.B.: Powinien istnieć kanał publiczny jako .zawór bezpieczeństwa.. Np. gdy wszyscy odmówią realizacji programów edukacyjnych, bo się na nich nie da zarobić, ostatnią deską ratunku będzie publiczny kanał edukacyjny.
J.S.: Czyli w połowie naszej rozmowy okazuje się, że telewizja publiczna ma istnieć, tylko nie wiadomo, czy jeden kanał, czy dwa, czy jeden uniwersalny i kilka tematycznych...
J.B.: Wyobrażam sobie jeden kanał będący opcją dla kanałów komercyjnych i szereg kanałów tematycznych, na przykład edukacyjnych.
O Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji
J.S.: W każdym kraju jest regulator rynku mediów elektronicznych. Jego rola w dużej mierze polega na tym, żeby oddzielić świat polityki, zwłaszcza partyjnej, od świata mediów, zwłaszcza publicznych, żeby mogły pełnić swoją misję, a nie realizować zadania polityczne czy partyjne, co często w ostatnich latach w Polsce się zdarzało.
Taki regulator powinien w Polsce być, pytanie . jaki. W ubiegłym roku zgłosiłem do rady nadzorczej TVP trzy osoby rekomendowane przez stowarzyszenia
twórcze, biznesowe i dziennikarskie. I okazało się, że oni najlepiej rozumieją, na czym powinna polegać telewizja publiczna. Z tego wniosek, że takim stowarzyszeniom trzeba oddać władzę rekomendowania kandydatów. Poza tym zmniejszmy Krajową Radę. Po co tam dziewięciu członków? Wystarczy trzech: jeden wyłaniany przez sejm, jeden przez senat, jeden przez prezydenta.
J.B.: Absolutnie się nie zgadzam. Takie myślenie powtarza schemat: system jest dobry, tylko trzeba dać ludzi, którzy będą funkcjonowali lepiej.
J.S.: Nie powiedziałem, że system jest dobry! Potrzebujemy radykalnej zmiany systemu. Telewizja publiczna nie powinna być spółką prawa handlowego, tylko instytucją wyższej użyteczności publicznej. Zarząd powinien być prosty, najlepiej jednoosobowy, kadencyjny, z wyraźnie sformułowaną odpowiedzialnością. Jeśli by nie
realizował powierzonych zadań, można by go odwołać.
J.B.: Ale dopóki mamy telewizję publiczną uzależnioną od rządu, to zawsze będzie ona jego tubą propagandową. Żadnej telewizji publicznej nie udało się jeszcze tego uniknąć, nawet BBC.
J.S.: Idealnego modelu nie ma, ale można się do niego zbliżać. I na pewno nie jest tak, że BBC albo telewizja publiczna w Niemczech czy nawet we Francji są służalcze wobec rządzącej partii. W Wielkiej Brytanii szefa korporacji BBC mianuje minister. Ale nikomu by tam do głowy nie przyszło, żeby został nim kolega z ławy parlamentarnej czy z rządu . każdy wie, że trzeba szukać ludzi, którzy na mediach zęby zjedli i są w tym świecie powszechnie szanowani. To jest bardziej kwestia kultury politycznej niż ustroju. U nas być może trzeba sformułować takie przepisy prawne, które by odebrały politykom możliwość wpływania na media, żeby nie byli tak aktywni przy mianowaniu władz telewizji. Poza tym Krajowej Radzie bądź jej następcy trzeba pozwolić na ustalanie, co w danym czasie oznacza misję.
J.B.: Cytuje pan nasz program! To jest dokładnie to! Misję publiczną należy zdefiniować przez budżet tej misji...
J.S.: Każdego roku.
J.B.: Tak jest. Uchwalać budżet, po czym prowadzić jawną debatę na temat podziału pieniędzy. Mówić . OK, w tym roku wydajemy tyle i tyle na edukację, tyle na programy religijne, tyle na teatr, tyle na kino. Polacy wiedzą, ile pieniędzy w budżecie państwa przeznacza się na drogi, opiekę społeczną, emerytury, dopłaty do hut czy kopalni, a nie wiedzą, ile się przeznacza na programy religijne, edukacyjne. Dlaczego nie mają prawa podejmować decyzji w tym zakresie?
O tym, po co nam abonament
J.B.: Koszt produkcji jednego pełnometrażowego filmu w Polsce to ok. 2,5 mln zł. A telewizja publiczna zbiera w ciągu roku 500 mln zł z abonamentu. To jest tak nieprawdopodobna suma, że można by za nią wyprodukować 100 filmów rocznie! I wystarczyłoby jeszcze na wypełnienie trzech kanałów telewizyjnych absolutnie świeżymi produkcjami. Bo stacje prywatne produkują godzinę programu za 10 tys. zł Tylko że abonament przepada w gigantycznym tyglu niesprawnej telewizji publicznej.
J.S.: Dzięki tym 500 milionom złotych po pierwsze ta telewizja istnieje, po drugie robi szereg programów, a w ramach tych programów . wiele wartościowych audycji. Zawsze oczywiście można powiedzieć: mogłoby ich być jeszcze więcej, na wyższym poziomie, debata publiczna mogłaby być bardziej wolna, nie uzależniona od
opcji politycznej kierownictwa telewizji. Mogłoby być więcej kultury wysokiej i edukacji. Ale nie można mówić, że te pieniądze są całkowicie marnotrawione.
J.B.: Całkowicie to nie. W dziewięćdziesięciu procentach. Gdzie są te filmy, gdzie nowe programy? Właśnie dlatego znaczna część widzów nie płaci abonamentu . uważa, że te pieniądze są marnotrawione. Telewizja sama tu sobie zresztą trochę nadmuchała w kaszę. Bo każdy rozsądny prezes powinien wyświetlić przed programem planszę, która by informowała, że ten program jest sponsorowany z abonamentu.
J.S.: Ja też chciałbym, aby abonament związywał odbiorcę z nadawcą. Jestem za jego utrzymaniem, bo przygotowuje ludzi do tego, że być może kiedyś takie umowy trzeba będzie zawierać z kilkoma, kilkunastoma, a może kilkudziesięcioma podmiotami. Moim zdaniem ludzie nie widzą teraz konieczności płacenia tej daniny, bo nikt ich do tego nie zmusza. Prawo jest tak dziurawe, że niepłacenie abonamentu nie grozi żadnymi sankcjami.
J.B.: A może należałoby ludzi do płacenia przekonać? Żeby dostrzegli w tym sens?
J.S.: Zgadzam się. Ale jeśli pan zapyta przeciętnych Kowalskich, czy należy z ich podatków utrzymywać Muzeum Narodowe albo teatr, to pewnie wielu powie, że nie, bo nigdy tam nie chodzą.
J.B.: Nigdy nie postulowaliśmy sprzedaży wszystkich kanałów telewizji publicznej. Chcemy sprzedać Jedynkę. Dlaczego? Bo naszym zdaniem jest to rozsądniejszy sposób finansowania misji publicznej niż zbieranie abonamentu.
J.S.: Ze sprzedaży będą duże pieniądze. Raz. A co potem?
J.B.: Nie mówię o wydawaniu tej kwoty. Same odsetki bankowe mogłyby zrównoważyć abonament. Prezes Dworak mówi, że seriale produkowane przez telewizję muszą być finansowane częściowo z abonamentu. .Wiadomości. i skoki Adama Małysza też. Dlaczego? Mało to firm zapłaciłoby za reklamę przy tej okazji?
Proszę spojrzeć na polskie kino: po kryzysie, moim zdaniem nie finansowym, tylko twórczym, nadchodzi młode pokolenie. I pieniądze się znajdują, filmy są kręcone, jest parę wybitnych. To, co my chcemy zrobić, to zintensyfikować tę produkcję.
Mamy dorosłe społeczeństwo rozsądnych ludzi, które chce wspierać rozwój kultury. I 60 procent tego społeczeństwa opowiada się za sprzedażą Jedynki, a jednocześnie chętnie płaciłoby abonament, gdyby wiedziało, że z ich pieniędzy finansuje się wartościowe produkcje. A debata publiczna jest przesiąknięta myślą, że ludzie z natury są głupi i należy ich wychować do wyższych wartości, i to jest rola państwa.
J.S.: Tak lub inaczej określana forma płatności na rzecz mediów publicznych jest standardem w Europie i nie jesteśmy tutaj wyjątkiem. W Wielkiej Brytanii, w Niemczech to jest 200-220 euro rocznie, u nas . 43 euro. Nasze regulacje są inne, bo jesteśmy uboższym społeczeństwem. Pomysł, by finansować telewizję publiczną z budżetu też nie jest dobry. Może się przecież zdarzyć, że pojawi się premier który zagrozi: . jeśli wy, telewizja, nie będziecie posłuszni, dostaniecie mniej pieniędzy.
J.B.: Państwo nie powinno sięgać do kieszeni obywatela, jeśli to nie jest konieczne. Argument za sprzedażą Jedynki jest jeszcze taki, że telewizja niedługo straci na wartości. Po prostu dłużej już nie utrzyma tak dominującej pozycji na rynku: albo zacznie realizować misję publiczną kosztem komercji i straci oglądalność,
albo pogorszy się jakość programu na rzecz komercji. Widownia już się rozprasza na drobne kanały tematyczne i niedługo nie będzie czego sprzedawać.
O tym, komu pozwolić na emisję reklam
J.S.: Od paskudnego hasła. Tyle misji, ile abonamentu, trzeba odejść radykalnie. W telewizji publicznej
powinny być wyłącznie programy realizujące jej misję. Wyłącznie. A do tego można dojść poprzez solidne
finansowanie publiczne i ograniczenie, a z czasem, kiedy będziemy bogatszym społeczeństwem, likwidację
prawa do emisji reklam. Bo ono zawsze rodzi pokusę komercjalizacji programu.
J.B.: Gdy telewizja publiczna będzie mogła nadawać tylko program, który realizuje jej misję, problem reklam zniknie sam. Nie trzeba będzie uchwalać żadnej ustawy . po prostu drastycznie spadnie jej oglądalność. A jak spadnie oglądalność, to spadnie też wartość czasu reklamowego. Ograniczenie prawa do reklamy telewizji publicznej jest absolutnie nieuprawnioną redystrybucją środków z kieszeni obywateli do właścicieli telewizji prywatnych. Rynek telewizyjny w Polsce jest teraz podzielony na
trzy podmioty: Polsat, który kontroluje dwa kanały Polsatu, Platformę Cyfrową, TV 4 i sprzedaje czas reklamowy TV Puls; drugi podmiot to ITI, który kontroluje TVN, Siódemkę i tematyczne kanały TVN. Trzeci podmiot to telewizja publiczna. Inni gracze się nie liczą, stanowią w sumie mniej niż 10 procent rynku reklam. Skoro na tym
rynku nie ma deregulacji ani wolnej gry, wszystkie trzy podmioty mają bardzo wysokie przychody. Wynik finansowy telewizji publicznej wyłącznie dlatego jest bardzo słaby, że marnotrawi pieniądze.
J.S.: Nie mówiłem o likwidacji prawa do emisji reklam, tylko o jego ograniczeniu, które można sobie różnie wyobrazić.
J.B.: Każde ograniczenie skutkuje dokładnie tym samym . cena idzie w górę. Dochodowość telewizji prywatnych wzrośnie. Znowu kosztem obywateli. Dlaczego tak ma być?
J.S.: Ta gra nie ograniczy się tylko do dwóch podmiotów. Od przystąpienia do UE w Polsce mogą powstawać media tworzone przez kapitał wywodzący się z 24 unijnych innych krajów, a do 50 czy do 49 procent nawet przez kapitał pozaeuropejski.
J.B.: To nie jest tak, że wejście do UE powoduje automatycznie wolny rynek. To nie jest kwestia finansów, kapitału, tylko liczby dostępnych częstotliwości. Bo więcej ich nie ma i koniec...
J.S.: Dzisiaj tak.
J.B.: I dlatego zamiast rynku pluralistycznego mamy rynek komercyjnego duopolu: dwa podmioty podzieliły ogromną cześć rynku między siebie. Jest w tym ogromna .zasługa. Krajowej Rady. Bo po pierwsze . nie wpuściła kapitału zagranicznego, który mógłby z nimi konkurować, a po drugie . ograniczyła liczbę częstotliwości.
J.S.: To wynikało z ustawy. Lecz oprócz liberalizacji kapitału jest inny problem. Od roku 2014 musimy przejść ostatecznie na technologię cyfrową. Zwykła antena będzie mogła odbierać wtedy nie trzy programy ogólnopolskie, tylko 30. Jak ma się w tym wszystkim odnaleźć telewizja publiczna? Moim zdaniem przez tworzenie kanałów tematycznych.
J.B.: Absolutnie, zgadzam się!
Prowadzili
Karolina Wichowska
Tomasz Sakiewicz
JAKUB BIERZYŃSKI jest dyrektorem Domu Medialnego OMD. Pracował w zespole ekspertów Jana Rokity, który opracował projekt sprzedaży Programu Pierwszego TVP.
JAROSŁAW SELLIN w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji zasiada od 1999 r. W latach 1998-99 był rzecznikiem rządu Jerzego Buzka. Wcześniej pracował jako dziennikarz, m.in. w Polsacie i TVP.
Dołącz do dyskusji: Jaka przyszłość mediów?