Czym są szczęśliwe zakończenia? Recenzja „#BringBackAlice” HBO Max
Długo oczekiwana polska nowość w końcu zadebiutowała na HBO Max. „#BringBackAlice” Dawida Nickela z główną rolą Heleny Englert składa sporo obietnic, ale czy się z nich wywiązuje?
„#BringBackAlice” sporo obiecuje – mamy tutaj zagadkę dającą serialowi mocną nitkę narracyjną kryminału, jest grupa przyjaciół z elitarnego liceum przypominającego „Szkołę dla elity” Netfliksa i tamtejsze dramy, a w końcu mamy sporo rozważań o nierównościach społecznych i tutaj widzowie nowej wersji „Szkoły złamanych serc” też odnajdą kilka podobieństw.
Jak na sześć odcinków serial próbuje być wieloma opowieściami, gatunkami i stylami na raz, co daje nierówny efekt i powoduje zawrót głowy podobny do tego, który przeżywa główna bohaterka, usiłując odkryć, co ukrywają przed nią znajomi. Ale po kolei...
Najlepsi (?) przyjaciele
Wszystko zaczyna się w majową noc (dokładnie 7 maja 2021), gdy przyjaciele z liceum Batorego w Gdańsku (budynek szkoły udaje Politechnika Gdańska) wybierają się na imprezę. Widzimy młodych, zamożnych ludzi rodem z „Patointeligencji” Maty. Są piękni, zblazowani, cyniczni, doświadczeni, świadomi stylu, neurotyczni i mogłabym tak jeszcze długo. Mamy uwierzyć, że to barwne i niepowtarzalne osobowości, chociaż każdego z tych bohaterów widzieliśmy już w innym serialu. Patryk (w tej roli Bartłomiej Deklewa), który jako jedyny nie pasuje statusem materialnym do reszty dlatego po godzinach „dorabia” jako szkolny diler, to postać bardzo podobna do Ca$ha (Will McDonald) z nowej „Szkoły złamanych serc”.
Alicja ma coś wspólnego z Mariną ze „Szkoły dla elity”, a Monika (Katarzyna Gałązka), to mieszanka licznych zazdrosnych przyjaciółek głównej bohaterki, które znajdziemy w każdej teen dramie. Sześć odcinków pozwala nam poznać perspektywę każdej z postaci, ale ta wiedza nie daje nam żadnego istotnego wglądu w życie bohaterów. Nie pogłębia naszego spojrzenia na nich. Najciekawiej w tym względzie wypada Patryk jako kontrapunkt swoich bananowych przyjaciół. Widzimy jego desperację, rozumiemy życiowy przymus, a także żelazną konsekwencję działania, niezależnie od jego skutków.
W czasie imprezy wydarza się coś, co sprawia, że Alicja (Helena Englert) znika z powierzchni ziemi. Można by uznać, że to otwarcie intrygi kryminalnej, ale przez większość czasu jest ona spychana na margines plotek i intryg obyczajowych znanych już z „Beverly Hills 90210”. Patrząc na bohaterów, widzimy dobrze znane typy – młody sportowiec z zamożnej rodziny (jako „Majki”, nie Michał, ale właśnie „Majki” wystąpił Marcel Opaliński), jego szalona i alternatywna siostra, której nie zależy na dobrach materialnych, skoro już je posiada (w roli Pauli wystąpiła Mila Jankowska), wycofany i nieco pomijany Janek (w tej roli Vitalik Havryla), ten zna się na technologiach i jest użyteczny gdy trzeba zdobyć jakieś wideo, a także chłopak z drugiej strony barykady, czyli Tomek (w tej roli świetny Sebastian Dela).
Teen drama
Jak wspomniałam, serial składa nam wiele obietnic. Zaginiona influencerka z Trójmiasta przywodzi na myśl zaginioną Iwonę Wieczorek. Twórcy w żaden sposób tego nie sugerują, skojarzenie przychodzi naturalnie gdy poznajemy okoliczności zniknięcia Alicji i szum medialny wokół tej sprawy. Pojawia się nawet idea placement w postaci koncertu na rzecz Fundacji ITAKA zajmującej się poszukiwaniem osób zaginionych.
Gdzieś jednak temat zaginięcia Alicji i jeszcze jednej dziewczyna umyka, schodzi na drugi plan, staje się pretekstowy gdy w grę wchodzą zranione uczucia, złamana przyjaźń, nielojalność, zdrada. Tematy typowe dla seriali młodzieżowych dominują ciekawy punkt wyjścia, czyli zagadkę, co się stało 7 maja?
Fabularnie nie dzieje się zbyt wiele, serial mógłby zostać skrócony z sześciu do czterech odcinków bez szkody dla widza. Odcinki trzeci, czwarty i piąty mogłyby stanowić jeden. Rozwodniona akcja sprawia jedynie, że męczymy się w towarzystwie bohaterów krążących między domem, szkołą, a lasem gdzie szukają martwych ciał (!).
Problem dużej liczby bohaterów i ich interakcji sprawia, że zanim jedna wiadomość obiegnie wszystkich, czekamy co najmniej kwadrans, żeby ktoś tę informację przetrawił i poszedł z nią w świat. W serialu, jak to zwykle w produkcjach dla młodzieży bywa, rodzice funkcjonują na marginesie zdarzeń. Domy są opustoszałe, niezamieszkałe, dorośli na wakacjach, nie żyją, albo zajmują się pracą. Gdy są potrzebni, to ich nie ma, są bezradni, albo popełniają głupstwa niczym ich nastoletnie dzieci (przykład ojca Patryka). W serialu pojawiają się również sceny zupełnie niefunkcjonalne, jak na przykład wizyty ojca Alicji u terapeutki, które coś nam mają sugerować, podpowiadać, ale ostatecznie nic z tego nie wynika. Terapeutka mówi mu, że powinien być uważny i reagować na potrzeby córki, a co robi ojciec? Nic. No właśnie.
Miasto
Skoro serial „#BringBackAlice” zawędrował do Trójmiasta, moglibyśmy oczekiwać spojrzenia na Gdańsk, Gdynię i Sopot, mocniejszego zakorzenienia w rzeczywistości tych miast. Akcja jednak zupełnie nie jest powiązana z tą lokalizacją, nie ma dla niej większego znaczenia, równie dobrze Alicja mogłaby zaginąć w Warszawie, albo Katowicach. To jak bohaterowie funkcjonują w Gdańsku nic nam nie mówi o ich związku z miastem. Raz Patryk jedzie tramwajem, albo autobusem po to, tylko żeby podkreślić jego gorszy status finansowy, a na klatce schodowej gdzie mieszka widzimy napis „policja to k…y”, żeby pogłębić wrażenie, że to – jak był łaskaw powiedzieć Michał – „patologia”.
Patryk i Tomek funkcjonują poza światem uprzywilejowanej elity i każdy z nich w ten sam sposób radzi sobie z deficytem gotówki. W jakimś sensie to obraźliwe dla widza sugerowanie, że jeśli nie jest przedstawicielem wyższej klasy średniej, to musi być dilerem, bo jak inaczej może przeżyć od pierwszego do pierwszego. Wątek nierówności społecznych jest poprowadzony jak w każdej teen dramie – Patryk ma kompleksy, po cichu wyładowuje frustrację, ale trudno się dziwić, kiedy jego koledzy rozważają pójście na Stanford, a on sam musi zebrać pieniądze na jakiekolwiek studia.
Zaginiona dziewczyna
Alicja jest wielką niewiadomą. Ta postać składa się z samych przeciwieństw. Nie poznajemy jej do końca. Możemy początkowo sądzić, że jest tylko ofiarą, z czasem jednak staje się mścicielką, a momentami wręcz ślepą furią. To ją w jakiś sposób wyróżnia, ponieważ reszta aktorów nie ma tyle szczęścia, żeby dostać coś więcej do zagrania, jakieś wątpliwości, rozterki, dylematy. Są tylko, albo aż pogubionymi dzieciakami. A Majki dobrze gra w kosza. Poza tym jest najgorzej napisany ze wszystkich – niezdecydowany, bez właściwości, z fryzurą, która utrudnia grę w koszykówkę.
Alicja Stec w wykonaniu Heleny Englert wypada dobrze, podobnie jak reszta obsady. Gdyby te postaci były ciekawiej napisane, sądzę, że można by wówczas wyrazić większy zachwyt popisem aktorskim. Widać, że na ogół aktorzy wiedzą, co robią więc gdyby rozbudować wątek kryminalny, albo pogłębić obyczajowość (i wyjść poza stereotypy) elitarnej szkoły i jej uczniów, serial na pewno by na tym zyskał.
Kostiumy i styl
Świetnie swoją pracę wykonali charakteryzatorzy Kacper Rączkowski i Aleksandra Dutkiewicz oraz kostiumograf Andrzej Sobolewski. Bohaterowie mają wyrazisty styl, który owszem, widzieliśmy już w innych serialach, ale Alicja i Paulina dzięki wizerunkowi, fryzurom i kostiumom skupiają na sobie uwagę i wzbudzają największe emocje podczas sensu.
Cieszę się, że wreszcie powstał serial dla młodej widowni, która od czasów „Klasy na obcasach” Małgorzaty Potockiej z 2000 roku, nie miała czego oglądać na rodzimym rynku. Jedynie „Zachowaj spokój” i „Plan lekcji” (oba tytuły od Netfliksa) dawały namiastkę produkcji dla nastoletniej widowni, a poza tym „Otwórz oczy” (także Netflix) i to właściwie tyle.
Na Instagramie
W serialu komunikacja odbywa się tekstowo, więc sporo informacji odczytujemy z ekranu, co dla widzów oglądających nieuważnie może być problemem, ale skoro „Moda na sukces” już dawno wprowadziła to rozwiązanie, to znaczy, że młoda widownia powinna dać sobie z tym radę. Szkoda, że temat mediów społecznościowych w żaden sposób nie został pogłębiony, a przecież Alicja jest influencerką. Nie ma jednak mowy o stalkingu, hejcie itp.
Reasumując, jeśli oglądaliście „Szkołę dla elity”, „Szkołę złamanych serc”, „Riverdale”, „Klangor”, „Zachowaj spokój”, „Plan lekcji”, „Euforię” i „Plotkarę”, to nic Was nie zaskoczy, ale nie znaczy to, że będziecie kompletnie rozczarowani. Obsada aktorska sprawia, że całość ogląda się dobrze mimo niedostatków scenariuszowych (za ten odpowiedzialni byli Caleb Ranson, Marcin Kubawski i Miłosz Sakowski), które rekompensuje warstwa wizualna i ścieżka dźwiękowa.
„#BringBackAlice” można oglądać od 14 kwietnia na HBO i HBO Max.
Dołącz do dyskusji: Czym są szczęśliwe zakończenia? Recenzja „#BringBackAlice” HBO Max