SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Komedia czy romans? Recenzja miniserialu Netfliksa zatytułowanego „Obsesja”

Po skasowaniu serialu „Sex/Life” Netflix proponuje widzom kolejny romans, a dokładnie thriller erotyczny. „Obsesja” to ekranizacja powieści „Skaza” Josephine Hart. Czy to nowa strategia platformy?

„Obsesja”, Netflix „Obsesja”, Netflix

Spodziewam się, że miniserial „Obsesja” może okazać się sukcesem frekwencyjnym, ale nie jestem pewna, czy widownia będzie się wzruszać i oburzać, czy raczej co chwila wybuchać śmiechem. Netflix nie ma szczęścia do dobrych thrillerów erotycznych, co nie znaczy, że nie osiągają one wysokich wyników oglądalności. A może to kwestia gatunku - wbrew pozorom thriller erotyczny to spore wyzwanie – w większości kończy się na pretekstowej fabule i próbie udowodnienia, że sceny erotyczne są tylko dodatkiem, a nie spoiwem narracji.

W przypadku „Obsesji” początkowo może się wydawać, że serial ma aspirację opowiedzenia złożonej historii o Williamie (w tej roli Richard Armitage, aktor ostatnio kojarzony z seriali Netfliksa na podstawie prozy Harlana Cobena, jak „The Stranger” i „Zostań przy mnie”), który jest dojrzałym, szanowanym londyńskim chirurgiem. Poznajemy go w momencie gdy z sukcesem doprowadza do rozdzielenia tzw. syjamskich bliźniąt (bohaterowie w erotykach zawsze mają imponujące zawody, albo duże majątki, wystarczy spojrzeć na przykład „Pięćdziesięciu twarzy Greya”), a jego żona i dorosłe dzieci chcą z nim świętować ten sukces. Syn Williama — Jay (Rish Shah) także zajmuje się medycyną, a dokładnie badaniami nad komórkami macierzystymi. Jest w nowym związku i chce przedstawić swoją partnerkę rodzicom. Tak się składa, że Anna (Charlie Murphy) jest na tym samym przyjęciu, co William i poznaje swojego przyszłego teścia wcześniej niż na zaplanowanym obiedzie. Wystarczy, że na siebie spoglądają na sali pełnej obcych ludzi i zaczyna się… obsesja.

Jak w operze mydlanej

Niewątpliwie wielką trudnością jest wiarygodne odegranie uczuć, które dopadają bohaterów od pierwszego wejrzenia. Na ogół dzieje się tak w telenowelach i operach mydlanych (scenariusze oparte na prawdopodobieństwie psychologicznym unikają tak prostych rozwiązań więc poza tymi gatunkami telewizyjnymi, rzadko je oglądamy w quality tv), dlatego twórcy korzystają ze zbliżeń na twarze bohaterów, aby mimika mogła coś nam o ich emocjach powiedzieć. Znamy to z „Dynastii”, „Mody na sukces” i „Klanu” – wyraz zdziwienia, przerażenia, zdumienia maluje się na twarzy bohatera, a ten zastyga w bezruchu na długie minuty, w czasie których mamy przekonać się o szczerości jego uczuć. Co jednak dozwolone jest w operze mydlanej, wypada znacznie gorzej w miniserialu aspirującym do miana produkcji jakościowej. Patrząc na obsadę serialu, mamy prawo uznać, że oglądamy serial jakościowy, ale niestety, wszystko, co dzieje się fabularnie i aktorsko, szybko pozbawia nas złudzeń.

Dość powiedzieć, że Williama z minuty na minutę ogarnia obsesja na punkcie przyszłej synowej. Nie wdając się w szczegóły fabularne, mogę jedynie polecić odcinek drugi, w którym bohater tarza się na łóżku w pokoju hotelowym, w którym wcześniej spała Anna i obsesyjnie próbuje wdychać jej zapach z poduszek, mając nadzieję, że nie zostały po niej wymienione. Na samym tarzaniu scena się nie kończy…

Thriller erotyczny

W historii amerykańskiego kina znamy przypadki udanych thrillerów erotycznych, jak „Amerykański żigolak” z Richardem Gerem, słynny „Nagi instynkt” z Sharon Stone, „Fatalne zauroczenie” z Glenn Close i Michaelem Douglasem, czy „Skazę” (nominowana do Oscara, Złotego Globu i nagrody BAFTA) z Jeremym Ironsem i Juliette Binoche, będącą adaptacją tej samej powieści, którą zekranizował właśnie Netflix. W czym więc tkwi problem produkcji platformy, które częściej wywołują śmiech niż zaangażowanie? W przypadku skasowanego serialu „Sex/Life” sama Sarah Shahi, czyli aktorka wcielająca się w główną rolę, skrytykowała scenariusz produkcji.

Scenariusz niedopasowany do ram gatunkowych serialu i zbyt wysokie tony w banalnej opowieści wywołują niezamierzony efekt komiczny. Największym problemem wydaje się brak decorum, czyli jednorodności stylistycznej. „Obsesja” popełnia ten grzech, serwując wstęp o szczęśliwej i spełnionej rodzinie cieszącej się komfortem wspólnego życia, po czym kilka minut później ten spełniony i szczęśliwy małżonek karmi oliwką obcą kobietę w barze, nie panując nad emocjami. Później dzwoni i wysyła SMS-y jak nastolatek, nie myśląc o tym, że będą tego konsekwencje.

Anna i William wdają się w romans, a widz w dalszym ciągu nie wie, co jest tak wyjątkowego w tych ludziach, że czują wzajemne przyciąganie. Co takie dostrzegł William w Annie, a Anna w Williamie? Gdyby scenariusz w tej kwestii poświęcił kilka minut na zapoznaniu bohaterów z widzami, być może ich losy mogłyby nas przez chwilę zainteresować. Skoro jednak tak się nie stało, możemy jedynie raz po raz wybuchać śmiechem, widząc sceny z paryskiej ulicy i kącika malowniczo zastawionego koszami na śmieci.

Thriller erotyczny lubi szokować swoją widownię, dlatego dostajemy widok na „paryski rynsztok”, kilka scen udających „Ostatnie tango w Paryżu” i milczących spotkań sugerujących tajemnice skrywane przez bohaterkę. Stałe elementy obecne w gatunku, czyli bohaterka z przeszłością, ktoś z rodziny znający mroczny sekret i wierna przyjaciółka mogłyby zagrać i w tym wypadku gdyby Anna nie wypełniała całej przestrzeni swoim ego. A tak pozostaje nam dość kuriozalny seans dla koneserów.

„Obsesja” dostępna jest w całości na Netfliksie.

Dołącz do dyskusji: Komedia czy romans? Recenzja miniserialu Netfliksa zatytułowanego „Obsesja”

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl