SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Oto pięć seriali, które możesz nadrobić w święta

W ostatnich miesiącach na platformach streamingowych zadebiutowały wyjątkowo dobre polskie i zagraniczne seriale. Na świąteczny weekend stworzyliśmy listę propozycji krótkich form, które można obejrzeć zaledwie w kilka dni. Wśród nich znajdzie się coś dla fanów tajemnicy i ludowych wierzeń, a także komediodramaty, produkcje kostiumowe oraz międzygatunkowe hybrydy.

„Szōgun”, Disney+„Szōgun”, Disney+

1.„Strachy” – Polsat Box Go – 5 odcinków

   
„Strachy” to rzecz absolutnie nietypowa w ofercie Polsat Box Go. Kameralny serial o dwójce bohaterów, którzy przez przypadek wkraczają w obcy im świat transcendencji, nie pasuje do dotychczasowego portfolio platformy. Produkcja stworzona przez debiutantów, Łukasza Kobylarza i Łukasza Sawickiego, zderza współczesne sytuacje z ludowymi wierzeniami, polowaniem na czarownice i zabawami czarną magią.

W „Strachach” nie chodzi o to, żeby widz bał się i oczekiwał jump scare’ów jak w klasycznym horrorze. Produkcja Sawickiego i Kobylarza opiera się na atmosferze lęku, niepewności, nierozliczonej przeszłości, a ta odzywa się w najmniej oczekiwanym momencie. Janek (Andrzej Plata) po pracy spędza czas w domu i wydaje mu się, że nie wszystko wygląda w nim jak zazwyczaj. Gośka (Hanna Turnau) również dostrzega, że z nią i jej ciałem dzieje się coś niepokojącego, a silny krwotok z nosa okazuje się początkiem wyboistej drogi. Bohaterowie spotykają się, aby porozmawiać i decydują się wrócić do miejsca, gdzie wcześniej nagrywali materiał dla lokalnej telewizji.

Każdy z odcinków, choć dzieje się w tym samym przedziwnym uniwersum, skupia się na innej sprawie. Na koniec epizodu pojawiają się plansze informujące, jaka sprawa z przeszłości zainspirowała twórców. I tak mamy m.in. historią Barbary Zdunk z Reszla, nazywanej ostatnią czarownicą w Europie. Kobieta została spalona na stosie za rzekome czary w 1811 roku, kiedy to formalnie czarnoksięstwo nie było karane na terenie Prus. Pomijając aspekt absurdalnego założenia, że Zdunk mogła za pomocą czarów podpalić domostwo kochanka, uwagę zwraca fakt, że jako osoba z deficytem intelektualnym, została skazana na okrutne traktowanie podczas pobytu w areszcie, a ostatecznie na śmierć w męczarniach.

To tylko jeden z motywów, który w serialu podlega reinterpretacji. Klamrę stanowią losy dwójki głównych bohaterów.

2. „Supersex” – Netflix – 7 odcinków

  
„Supersex”, to jeden z tych seriali Netfliksa, który niepostrzeżenie pojawił się w bibliotece platformy, ale już w kolejnych dniach trafił na listy TOP 10 w wielu krajach. Netflix wie, co sprzedaje się najlepiej: seks i poczucie winy. A tego w historii Rocco Siffrediego nie brakuje. Twórcy serialu postawili na opowiedzenie o życiu aktora porno w dość klasycznej formie. Trafiamy do roku 2004, gdy czterdziestoletni gwiazdor przeżywa poważny kryzys. Nie dość, że nie może pogodzić się ze śmiercią ukochanego brata, to jeszcze chce zrezygnować z kariery w branży. Podczas dużego medialnego eventu przeżywa załamanie i wraca myślami do lat dzieciństwa spędzanego z rodziną w Ortonie (małe włoskie miasteczko w Abruzji).

Twórcy „Supersex” doskonale równoważą opowieść o wykluczeniu, biedzie i poczuciu niesprawiedliwości, tym jak Rocco zachłystuje się wielkim światem i możliwościami swojego penisa o niestandardowych rozmiarach (bohater w wieku dwudziestu lat jedzie do Paryża, żeby zamieszkać z bratem i znaleźć własne szczęście oraz – co ważniejsze – odciążyć finansowo rodzinę). W Paryżu odwiedzamy z nim nocne kluby (m.in. „106”), podejrzane spelunki, plany zdjęciowe filmów dla dorosłych i odkrywamy, że branża pornograficzna staje się jego nałogiem.

Włoski serial okraszony jest popularnymi hitami lat 80. i 90. W pierwszych ujęciach wita nas „Be My Lover” La Bouche, słyszymy także „Voyage, Voyage” Desireless oraz wiele innych klubowych hitów końca XX wieku. Bohater zakotwiczony w europejskim kontekście wydaje się nam bliższy. Jesteśmy w stanie zrozumieć jego pochodzenie, problemy rodzinne i sytuację życiową. Za chwilę jednak kariera Rocco nabierze rozpędu, a on trafi w sam środek amerykańskiej machiny showbiznesowej.

Siedmioodcinkowa produkcja rozwija się niespiesznie i wiele wskazuje na to, że możemy doczekać się ciągu dalszego, bo kariera aktora to historia, która wciąż nie ma swojego finału. Co prawda, w 2022 roku po raz kolejny zapowiedział wycofanie się z branży, ale nie jest pewne, czy to, aby na pewno ostatnie słowo Siffrediego. „Supersex” z jednej strony chce opowiedzieć o sukcesie zwykłego chłopaka, szukającego sposobu, żeby nie zgnuśnieć w domu jak jego ojciec, z drugiej jednak mówi o pułapce, w którą wpadają aktorki i aktorzy branży pornograficznej. Nie jest tajemnicą, że gwiazdor zmagał się z uzależnieniami, w tym od seksu, ma za sobą trudne relacje z rodziną i rozpaczliwe poszukiwanie szczęścia „za wszelką cenę”.

3. „Kiedy ślub?” – Canal+ – 8 odcinków

 
Nowy serial Canal+ zaczyna od dobrego i przewrotnego tytułu, który w polskiej kulturze jest swego rodzaju mantrą. O przywiązaniu do tradycji zderzającej się z potrzebą ucieczki przed konwenansem chętnie opowiadają autorzy scenariusza, czyli Katarzyna Wiśniowska i Marek Baranowski, ale jest tam wiele więcej, co nie znaczy, że wszystko się w tej produkcji udało. Jeśli lubicie „Dziewczyny” i to jak pisze swoje bohaterki Lena Dunham, będziecie ciągle je porównywać z Wandą i Gosią.

Wanda (Maria Dębska) i Tosiek (Eryk Kulm jr) to para 29-latków, którzy są ze sobą od zawsze, czyli od wczesnych lat licealnych. Mieszkają razem w Warszawie w mieszkaniu po babci Tośka. Od razu chciałabym się dowiedzieć, jak płacą rachunki skoro on jest praktycznie bezrobotnym aktorem, dorabiającym prowadząc zajęcia z dziećmi, a ona dopiero zaczyna pracę jako psycholożka w korporacji. Skąd bohaterowie mają pieniądze na Ubera, jedzenie w knajpach i czynsz? Nie mają, ale i tak ich świat jest przez większość czasu glamour (brawa za nieposprzątaną łazienkę, to akurat udane pęknięcie w tym nieco zbyt estetycznym uniwersum postaci).

Będą was wkurzać i irytować, bo Wanda jest zbyt urocza, ale potrafi też być stanowcza, a Tosiek jest trochę „bez właściwości”. To na szczęście z czasem się zmieni. Gdy ich poznajemy, okazuje się, że właśnie się rozstają. Będziemy im towarzyszyć przez osiem odcinków w budowaniu świata „po rozstaniu”. I to doświadczenie jest dla widza całkiem w porządku; uniwersum bohaterów unosi się w oparach absurdalnego humoru, co stanowi jedną z większych zalet serialu. Być może za często niektóre sytuacje wydają się memiczne, a w jednym przypadku bohaterka wręcz staje się memem, jednak humor to jest kotwica tej produkcji. Humor i pies o imieniu Pies (tak wiem!).

„Kiedy ślub?” jest bardzo inkluzywny, nowoczesny, nie chce nikogo wykluczać. Mężczyźni są wrażliwi, nie wstydzą się łez, które długo były zarezerwowane jedynie dla bohaterów męskich w operach mydlanych. Mamy więc związki hetero- i homoseksualne, chociaż wątek pary gejów, czyli Patryka (Kamil Szeptycki) i Dżej dżeja jest zachowawczy i bardzo grzeczny. Brakuje pazura w opowiadaniu tych ciekawych, ale czasami zbyt anegdotycznych przygód bohaterów.

Serial idealny dla współczesnych trzydziestolatków.

4. „1670” – Netflix – 8 odcinków

 
Tego serialu nie trzeba promować, bo w sezonie nagród branżowych, zgarnął wszystkie – za scenariusz, reżyserię i jako najlepszy serial minionego roku. Jeśli jednak nie oglądaliście produkcji, a znacie tylko memy z niej, to wyjaśniamy, na czym polega fenomen serialu napisanego przez Jakuba Rużyłłę.

We wsi Adamczycha mieszkają dwaj szlachcice: Jan Paweł (w tej roli fenomenalny Bartłomiej Topa, który po raz kolejny udowadnia swój talent komediowy) będący posiadaczem „mniejszej połowy” włości i znienawidzony przez niego sąsiad, Andrzej, właściciel „większej połowy”. Różnią się wszystkim – Andrzej jest rozsądny, zrównoważony, postępowy, chce płacić wyższe podatki dla dobra Rzeczpospolitej, a Jan Paweł to zwykły pieniacz, awanturnik, jednym zdaniem mówiąc – sarmata pełną gębą. I to właśnie Jan Paweł będzie naszym przewodnikiem po wsi Adamczycha i życiu szlachty w czasach, gdy na jego nieszczęście, Rzeczpospolita szlachecka chyliła się ku upadkowi.

Jan Paweł mieszka z rodziną – bogobojną i surową żoną Zofią (w tej roli kapitalna Katarzyna Herman), synem Stanisławem (w tej roli Michał Balicki znany z występu w „Emigracji XD”), córką Anielą (druga udana rola serialowa Martyny Byczkowskiej po „Absolutnych debiutantach”, których recenzowaliśmy tutaj) i synem Jakubem (niesamowicie ironiczny i demoniczny Michał Sikorski). Przeplatające się obrazki z życia każdego dorosłego członka rodziny dają nam wgląd w ich codzienność i rutynę.

Twórcy zdecydowali się na śmiały i ciekawy zabieg uwspółcześnienia nie tylko języka, ale i sytuacji, wydarzeń na tyle, abyśmy mogli przeglądać się w nich jak w problemach, które znamy z doświadczenia, mediów, albo opowieści znajomych. Dlatego też Jan Paweł jest dla swoich dzieci przedstawicielem dziadocenu, a przecież jego ambicją jest dożyć „aż pięćdziesięciu lat” więc daleko mu do metrykalnej starości. Zawsze racja musi być po jego stronie, skutecznie wprawia w zażenowanie całe towarzystwo niezręcznymi opowieściami, które uważa za zabawne i podejmuje absurdalne decyzje, nie licząc się z ich konsekwencjami (historia pewnego odciętego palca…).

Największą zaletą „1670” jest humor, a wydawało się praktycznie niemożliwe stworzenie historii o sarmacie wykpiwającej wady Rzeczpospolitej szlacheckiej, która opowiedziana współczesnym językiem będzie zabawna. Twórcy wspięli się na wyżyny erudycji, żeby połączyć wszystkie społeczne konteksty i komentarze dotyczące polskiej szlachty i umieścić je w historii, która jest uniwersalna, bo opowiada o współczesnych ojcach, społecznych nierównościach, szklanych sufitach, kościele katolickim i wielu innych aktualnych tematach dyskutowanych w mediach. Tutaj po raz kolejny widać wpływ scenarzysty, który w „The Office PL” buduje wielowarstwową opowieść o współczesnej Polsce, a w serialu „1670” bawi się przeszłością, żeby również opowiadać o teraźniejszości. Być może nie wszystkim przypadnie do gustu tak duże nagromadzenie odniesień do naszego „tu i teraz”, ale dzięki temu efekt komediowy działa skuteczniej.

5. „Szōgun” – Disney+ – aktualnie dostępnych jest 6 odcinków z 10


„Szōgun”, to serial oparty na kultowej powieści Jamesa Clavella z 1975 roku, stanowiącej pierwszą część jego azjatyckiej sagi. Polscy widzowie przywiązani są do miniserialu NBC z 1980 roku, który cieszył się dużą popularnością za sprawą roli Richarda Chamberlaina. Aktor uwielbiany nad Wisłą, wystąpił także w „Ptakach ciernistych krzewów”; w 1983 roku okazały się nie mniejszym hitem niż „Szōgun”. W 1998 roku „Tele Tydzień” uhonorował Chamberlaina nagrodą specjalną Telekamery dla najpopularniejszej gwiazdy zagranicznej.

W serialu Disneya, w postać Johna Blackthorne’a wciela się Cosmo Jarvis, znany z „Peaky Blinders”. Chamberlain i Jarvis z pozoru nie są do siebie podobni, jednak gdy obejrzymy fotosy filmowe „Szōguna” z lat 80. i współczesnego, okaże się, że twórcy postawili na tego samego bohatera: postawnego, dobrze zbudowanego Anglika. Wygląd i zachowanie bohatera kontrastować będzie z wizualnością, usposobieniem i zwyczajami gospodarzy. W obydwu serialach obserwujemy silne zderzenie kultur i w obydwu, mimo że inaczej rozłożono akcenty, otrzymujemy wciągającą opowieść o pragnieniu władzy.

Dużą zaletą nowego „Szōguna” jest to, że zostajemy wrzuceni na głęboką wodę. Twórcy serialu, czyli Rachel Kondo i Justin Marks nie decydują się prowadzić nas za rękę, wyjaśniając, kto jest kim i robiąc ciągłe przypisy, tak żeby widz niemający wiedzy o XVII-wiecznej Japonii nie zgubił wątku. Musimy oglądać uważnie, żeby nie stracić z oczu nowych bohaterów, a tych w pierwszych odcinkach przewija się na ekranie cała masa i każdy ma w tej opowieści znaczenie.

To też dowodzi sensu powstania nowej wersji serialu – nie tylko europocentryczna wizja świata ma znaczenie. Warto przypomnieć, że postać Johna Blackthorne’a została stworzona przez Jamesa Clavella na podstawie biografii Williama Adamsa. Adams był najprawdopodobniej pierwszym Anglikiem, który dotarł do Japonii na przełomie XVI i XVII wieku; został doradcą ówczesnego szoguna, budował dla niego statki i pośredniczył w kontaktach handlowych z Anglią i Holandią. Stał się także pierwszym naturalizowanym w Japonii Europejczykiem. Niezwykle barwna biografia Adamsa stanowi przykład tego, jak zderzenie dwóch kultur może zaowocować konstruktywną współpracą i obfitować w obustronne korzyści.

To, że nowy „Szōgun” jest widowiskowy, niepozbawiony brutalności i bezceremonialny, stanowi jedną stronę medalu. Druga to opowieść prowadzona z szacunkiem do odmienności kultur, doceniająca zarówno Europejczyków, jak i Japończyków. Skupiona na przedstawieniu kultury japońskiej w sposób pozbawiony banału i powierzchowności.

Dołącz do dyskusji: Oto pięć seriali, które możesz nadrobić w święta

2 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Ania
Binge watching?
odpowiedź
User
lkjhg
Od kiedy jesteśmy na ty?
odpowiedź