SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Pierwsza sobota wakacji z konwencjami wszystkich partii. "Znów widać duopol na scenie politycznej"

- Liderzy PiS i PO spotkają się niedaleko siebie. Będzie to kolejna próba obu ugrupowań, by skupić uwagę całej opinii publicznej tylko na sobie i wytworzyć w ten sposób złudzenie, że to jedyne rywalizujące ze sobą siły w najbliższych wyborach, a reszta partii to nieznaczący dodatek - ocenia przed sobotnimi konwencjami dwóch głównych ugrupowań politycznych na Dolnym Śląsku Michał Danielewski, wicenaczelny portalu OKO.press.

Kto nie lubi polityki, niech w pierwszy dzień wakacji unika słuchania radia, oglądania telewizji i śledzenia portali. W sobotę, 24 czerwca wszystkie liczące się partie organizują konwencje. Największe szykują się na Dolnym Śląsku, gdzie swoich zwolenników chcą ściągnąć PiS i KO. Do Grodziska Mazowieckiego zapraszają liderzy Trzeciej Drogi, którą tworzą Polska 2050 i PSL. Również pod Warszawą - w Nadarzynie - swoje spotkanie programowe organizuje Konfederacja. Lewica za to skupi się w sobotę na prawach kobiet i zaprasza wszystkich wyborców do stolicy.

Pięć konwencji jednego dnia to dowód na to, że przed nami gorące lato w polskiej polityce. Powód wydaje się oczywisty. Jesienią odbędą się wybory parlamentarne. Nadal nie wiadomo, kiedy pójdziemy do urn. Najczęściej mówi się o 15 października, ale w grę wchodzą jeszcze trzy kolejne niedziele (do 5 listopada). Termin zarządzenia wyborów do Sejmu i Senatu upływa 14 sierpnia. Zgodnie z przepisami zarządza je prezydent. Robi to nie później niż na 90 dni przed upływem czterech lat od rozpoczęcia kadencji obecnego Sejmu i Senatu (12 listopada 2019 r.). Andrzej Duda na razie nie zdradził, kiedy odbędzie się głosowanie.

Koalicja Obywatelska dogania PiS

Oznacza to, że kampania wyborcza formalnie jeszcze się nie rozpoczęła. Mimo to partie polityczne od kilku miesięcy szykują wiece, ogłaszają propozycje programowe i spotykają się z wyborcami. Rządząca partia w połowie maja zorganizowała dwudniową konwencję "Programowy Ul Prawa i Sprawiedliwości". Jarosław Kaczyński ogłosił wtedy m.in., że od nowego roku świadczenie 500+ zostanie podniesione do 800 zł, a przejazd państwowymi autostradami będzie darmowy. Trzy tygodnie później - 4 czerwca - odbył się w Warszawie marsz organizowany przez Donalda Tuska. Według różnych szacunków uczestniczyło w nim od 300 do 500 tys. osób. Wielu komentatorów uznało, że był to najliczniejszy w historii III RP marsz polityczny.

Ostatnie sondaże pokazują, że nadal największe poparcie ma PiS (ok. 33-35 proc.), ale do partii Jarosława Kaczyńskiego coraz bardziej zbliża się KO (w niektórych sondażach jej poparcie przekracza już 30 proc.). Dalej jest Konfederacja, Trzecia Droga i Lewica. Zdaniem Michała Danielewskiego, wicenaczelnego portalu OKO.press, dla każdej z tych partii sobotni wiec będzie zapewne ostatnią okazją przed wakacjami do przekonania do siebie Polaków. - Widać po zagęszczeniu konwencji, że kampania coraz bardziej się rozkręca i kończy się jej wstępna faza. Od lipca do połowy sierpnia będziemy mieli stan małej hibernacji, bo w okresie wakacyjnym u większości wyborców zainteresowanie polityką spada, szczególnie wśród tych, którzy nie mają twardo sprecyzowanych poglądów i nie śledzą na co dzień z wypiekami bieżących wydarzeń. Sobota będzie więc ostatnim akordem prekampanii wyborczej - ocenia Danielewski.

"Brudziński postawił na konfrontację"

W PiS zmiany w ostatnim czasie są tak gwałtowne, że każdy dzień przynosi nowe informacje z obozu rządzącego. Jeszcze tydzień temu wyborcy od szefa sztabu wyborczego Tomasza Poręby słyszeli, że konwencja partii rządzącej odbędzie się w tę sobotę w Atlas Arenie w Łodzi. Właścicielem hali jest miasto. - W Łodzi jest miejsce dla każdego. Nie zabronię PiS-owi zrobienia konwencji w Atlas Arenie. Dochód z wynajmu zostanie przekazany na miejski program in vitro. Żadne pieniądze nie naprawią tego, co obecny rząd wyrządza kobietom od lat. Ale cieszę się, że zło możemy przekuć w dobro - napisała przed tygodniem na Twitterze Hanna Zdanowska, prezydentka Łodzi należąca do PO.

W poprzedni piątek Tomasz Poręba nagle zrezygnował z funkcji szefa sztabu PiS. Jak donosiły później media, decyzja zaskoczyła nawet najważniejszych polityków PiS. W poniedziałek rano ogłoszono, że Porębę zastąpi europoseł Joachim Brudziński, która ma przygotować partię do wyborów. Jedną z jego pierwszych decyzji było przeniesienie sobotniej konwencji na Dolny Śląsk. Już wtedy było wiadomo, że tego samego dnia w tym samym regionie swoje spotkanie z wyborcami organizuje Donald Tusk. Wrocław to kolejny przystanek na trasie Koalicji Obywatelskiej, której politycy objeżdżają Polskę pod hasłem "Tu jest przyszłość".

- Brudziński postawił na konfrontację - uważa dr Mirosław Oczkoś, ekspert ds wizerunku i marketingu politycznego. - Kaczyńskiemu mogła się spodobać zmiana miejsca, bo oznacza to, że choć z Tuskiem nie będą się widzieć, to mogą prowadzić ze sobą dialog na odległość. Z jednej strony PiS zachował się więc reaktywnie względem KO, bo wybrał miejsce, gdzie wcześniej zapowiedział się Tusk, a z drugiej strony nieco tchórzliwie, bo gdyby Kaczyńskiemu zależało na pełnowymiarowej konfrontacji, to powinien także przyjechać do Wrocławia.

Znów rozmowy tylko o Kaczyńskim i Tusku

PiS jednak organizuje konwencję w Bogatyni, gdzie znajduje się kopalnia Turów. Jak mówił Joachim Brudziński, to miejsce, w którym jest "realny problem, gdzie ludzie oczekują pomocy od polityków". Sprawa z kopalnią Turów ma swój początek we wrześniu 2021 r., kiedy Trybunał Sprawiedliwości UE nałożył na Polskę karę w wysokości 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środka tymczasowego i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. Decyzja unijnego trybunału była efektem pozwu, jaki złożyły przeciwko Polsce Czechy. Nasi południowi sąsiedzi uważają, że rozbudowa kopalni zagraża dostępowi mieszkańców Liberca do wody. Czesi skarżyli się także na hałas i pył związany z działalnością kopalni.

- Wybór miejsca przez PiS z politycznego punktu widzenia jest sensowny. Ktoś wyczuł, że ten temat może budzić wielkie emocje - uważa Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski. - A jednocześnie zmusza to Donalda Tuska do zajęcia stanowiska w sprawie Turowa. Dzięki temu znów widać duopol na scenie politycznej. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu zastanawialiśmy się, jaka będzie rola Szymona Hołowni, inni głowili się, czy Lewicy przybędzie zwolenników, a dziś wszyscy rozmawiamy o tym, co będą robić Kaczyński i Tusk.

Tym bardziej, że od kilku dni wzrosło znaczenie prezesa PiS. W środę Jarosław Kaczyński został powołany przez prezydenta na stanowisko wicepremiera. Natomiast dotychczasowi wiceprezesi Rady Ministrów - Mariusz Błaszczak, Piotr Gliński, Jacek Sasin i Henryk Kowalczyk - przestali pełnić funkcje wicepremierów w rządzie Mateusza Morawieckiego. Zachowali jednak teki ministrów.

PiS przechodzi do ofensywy?

Po co Kaczyński znów wszedł do rządu? - Żeby utemperować ministrów i tonować nastroje panujące w gabinecie Mateusza Morawieckiego. Prezes PiS pokazał, że nie ma już dwóch ośrodków decyzyjnych: na Nowogrodzkiej i w kancelarii premiera. Był to też sygnał do ludzi z rządu, że idą wspólnie do wyborów i wszystkie działania mają być teraz podporządkowane kampanii. Na razie Kaczyński wyciszył spory, ale one z pewnością powrócą, gdy przyjdzie czas układania list wyborczych - przewiduje Patryk Słowik. I dodaje, że Suwerenna Polska pójdzie z PiS wspólnie do jesiennych wyborów, bo w innym wypadku posłowie od Zbigniewa Ziobry nie mieliby szans na przekroczenie 5-proc. progu, który umożliwia wprowadzenie swoich ludzi do parlamentu.

Zdaniem Michała Danielewskiego w najbliższych tygodniach Jarosław Kaczyński i Joachim Brudziński będą stanowili "kampanijną pięść". - Szef sztabu będzie dogrywał kwestie organizacyjne, zaganiał polityków z zaplecza do ciężkiej kampanijnej roboty i narzucał tematy, a prezes PiS zapewne będzie na to wszystko patrzył z góry i ewentualnie rozwiązywał spory między frakcjami w Zjednoczonej Prawicy - uważa wicenaczelny OKO.press. - Już widać pierwsze efekty działalności nowego szefa sztabu. Joachim Brudziński zamienił przygotowaną przez Tomasza Porębę klasyczną, partyjną konwencję z Łodzi, która miała być zapewne - sądząc po miejscu - skierowana bardziej do średnioklasowego centrowego elektoratu, w dużo bardziej ofensywną konwencję, którą szykuje w Bogatyni. PiS skieruje wtedy światła na Unię, która według forsowanej przez obóz władzy opowieści chce Polakom narzucać swoje rozwiązania, przysyłać nam migrantów i zamykać kopalnię w Turowie. A siebie zaprezentuje jako jedyną partię, która jest nas w stanie obronić przed siłami zła, które uosabiają brukselscy urzędnicy i tamtejsze elity.

"PiS piarowo zawaliło ostatnie kilka miesięcy"

Zdaniem naszych rozmówców zarówno sobotnia konwencja PiS, jak i PO, będą skierowane wyłącznie do własnych wyborców, a nie tych, którzy poszukują swojej reprezentacji politycznej. - Już od dawna utrwalił się podział w społeczeństwie na tych, którzy niezależnie od tego, co powie Donald Tusk, uznają, że jego wystąpienie było fenomenalne, a spotkanie PiS było fatalne, i na odwrót - przyznaje ze smutkiem Patryk Słowik.

Za to Michał Danielewski po sobotnich konwencjach obu partii spodziewa się emocjonalnych wystąpień. - Liderzy PiS i PO spotkają się niedaleko siebie. Będzie to kolejna próba obu ugrupowań, by skupić uwagę całej opinii publicznej tylko na sobie i wytworzyć w ten sposób złudzenie, że to jedyne rywalizujące ze sobą siły w najbliższych wyborach, a reszta partii to nieznaczący dodatek - mówi wicenaczelny OKO.press. - Spodziewam się ostrzałów artyleryjskich z obu stron. Tym bardziej, że do Wrocławia wybiera się delegacja pracowników kopalni Turów, więc najpewniej atmosfera na wiecu PO będzie gęsta. Spróbuje to wykorzystać Trzecia Droga, która przygotowała klip zapowiadający jej konwencję. Widać w nim, jak Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz, którzy wyraźnie dystansują się wobec polaryzującej narracji, siedzą przy stoliku, są w bardzo dobrych humorach i mówią o pozytywnym przekazie, jaki mają dla Polaków.

Dr Mirosław Oczkoś uważa jednak, że w sobotę wyborców zainteresowanych polityką przyciągną spotkania największych rywali. - To będzie szalenie interesujące, czy Jarosław Kaczyński wejdzie tam cały na biało i rzuci coś, co powali wszystkich na kolana i udowodni, że go partia ma jeszcze coś do zaoferowania. Bo PiS piarowo zawaliło ostatnie kilka miesięcy - ocenia ekspert. - To nowość na scenie politycznej, bo wcześniej to Platforma Obywatelska była reaktywna względem działań PiS.

Zwraca na to uwagę również Michał Danielewski. - Partia Kaczyńskiego jest na musiku. PiS przegrało pierwszą część kampanii, bo nie zdołało podnieść swoich notowań, dało się zdominować przez Tuska, nie doceniło marszu 4 czerwca i jeszcze wymieniło szefa sztabu wyborczego, co zawsze jest objawem chaosu. Teoretycznie teraz, gdy w nowej roli występują Kaczyński i Brudziński, powinna się pojawić nowa jakość w kampanii PiS-u. W Bogatyni spodziewam się jednak straszenia sojuszem Unii z Platformą, a nie kolejnych obietnic socjalnych, bo te równie dobrze można było ogłosić w Atlas Arenie. Skoro PiS zdecydowało się przenieść konwencję na Dolny Śląsk, to raczej po to, by zaatakować Donalda Tuska i walczyć z "unijnym dyktatem".

Media będą się ekscytować frekwencją

Z kolei Patryk Słowik spodziewa się w sobotę w Bogatyni konkretów. - Myślę, że padną jakieś obietnice podczas konwencji PiS-u, co może nadać w kolejnych dniach ton dyskusji politycznej. Na tym zresztą polega przewaga rządzących, że mogą składać konkretne propozycje. Jednak oba spotkania będą istotne, bo to pierwsze tak poważne zderzenie PiS-u i PO na Dolnym Śląsku, gdzie od dwóch lat obserwujemy próby odwołania marszałka Cezarego Przybylskiego. Donald Tusk może w sobotę przypomnieć wyborcom aferę respiratorową, bo zamieszany w nią Janusz Cieszyński będzie najpewniej startował z pierwszego miejsca na listach PiS-u we Wrocławiu - przewiduje dziennikarz Wirtualnej Polski.

Czy porównywanie frekwencji na obu sobotnich spotkaniach na Dolnym Śląsku ma sens? Michał Danielewski uważa, że nie. - To jak z marszem 4 czerwca. Każdy widział, że było mnóstwo ludzi, ale to, czy było wtedy 300 czy 480 tys. osób, nie ma znaczenia. Była to po prostu ogromna mobilizacja ze strony opozycyjnej. A PiS popełniło błąd, wchodząc we frekwencyjną licytację, ilu było uczestników na marszu w Warszawie. Oczywiście media będą się tym ekscytować w sobotę, ale wyborców to mniej interesuje, a i tak najważniejsze na takich spotkaniach jest to, kto, co, jak i do kogo mówi - przekonuje wicenaczelny OKO.press.

Dołącz do dyskusji: Pierwsza sobota wakacji z konwencjami wszystkich partii. "Znów widać duopol na scenie politycznej"

14 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Pawel
Jeszcze więcej chamstwa DT i PiS ma III kadencję.
18 25
odpowiedź
User
Gaweł
Może porozmawiajmy o chamstwie twojego guru
21 12
odpowiedź
User
Marco
PiS wie, że tych wyborów już nie wygra. Te dziwne ruchy, nerwowość w sztabie, zupełna bierność wobec marszu 4 czerwca… Szykują się na porażkę. Oni to już wiedzą.
17 21
odpowiedź