Trawnik a sprawa polska
Felieton dr Ewy Hope, Politechnika Gdańska.
Lato to czas urlopów, podróży, wycieczek, a jesień to czas, kiedy planujemy już kolejne wypady wakacyjne z mocnym postanowieniem, że tam gdzie byliśmy nigdy więcej nasza noga nie postanie, albo wręcz przeciwnie. To czas refleksji i zadumy nad zawiłościami informowania i oznakowania atrakcji turystycznych, dziwnościami różnych kultur, pokrętnością myślenia urzędniczego, i oczywiście nieodmiennie – porównań pod hasłem „a u nas...” No właśnie, a u nas...
Niektórzy z nas uwielbiają spędzać urlopy na poznawaniu nowych zakątków świata, inni wolą przysłowiowe leżenie pod gruszą, lecz i jedni i drudzy aby móc oddać się ulubionej czynności wakacyjnej, muszą się przemieścić, dojechać, pokonać jakiś odcinek drogi. Pokonywanie samochodem polskich dróg jest dużym wyzwaniem – nie tylko dlatego, że bardziej przypominają szwajcarski ser niż nawierzchnie dróg w cywilizowanym świecie, ale nie daj Boże choć na chwilę oddać się kontemplacji uroków krajobrazu! Jadąc samochodem po polskich drogach nieustannie należy wykazywać się czujnością czekisty. Ileż to razy byliśmy przekonani, że musieliśmy przeoczyć jakiś drogowskaz, bo przecież niemożliwe, żeby go nie było. Jedziemy, jedziemy, a tak naprawdę nie wiemy ani dokąd jedziemy, ani gdzie jesteśmy. W drodze np. do Gdańska stoją w niewielkiej odległości od siebie dwie tablice informacyjne : najpierw „Gdańsk 20 km”, potem „Gdańsk 35 km” Niby zbliżamy się do Gdańska, a jednak niekoniecznie. Metafizyka.
Jak już dojechaliśmy gdzieś – jakieś miasto, miasteczko, znów wskazana nadzwyczajna czujność i przebiegłość nawet. Czy tabliczka [ nie spodziewajmy się , aby to była tablica] z nazwą ulicy będzie na jej początku, czy też jak już będziemy z niej wyjeżdżać, czy do odczytania tabliczki wystarczą nam okulary czy noktowizor z teleskopem, czy będzie umieszczona na budynku, czy na słupku w krzakach?
Słynne były w czasie tych wakacji opowieści o sposobach dowiadywania się o tańszych biletach kolejowych. Informacji na dworcach nie było, panie w kasie mówiły to, co im się wydawało, a ludzie i tak wiedzieli jak i kiedy kupić taki bilet. Metafizyka.
Punkt informacji turystycznej w miastach europejskich zazwyczaj umieszczany jest w miejscach wzmożonego ruchu - dworce, główne szlaki. Ale nie w Polsce. Wytropienie takiego punktu wymaga nie lada umiejętności, a i tak jak zdarzy nam się to tropienie w sobotę czy niedzielę, to nici z informacji – kłódka na drzwiach, „informacja czynna do piątku do godz. 15”,w końcu nie po to walczyliśmy o wolne soboty...
Nie od dziś wiadomo, że informacja jest na wagę złota. Kto ma informację, ten ma władzę. Stąd niebywałą karierę w Polsce robią od lat czarne teczki - niekoniecznie czarne ze względu na kolor zewnętrzny, ale raczej na swoją zawartość, ale też i wielkim szacunkiem cieszą się od lat asy polskiego wywiadu – vide Anglia i czasy II Wojny Światowej. Polacy od lat zaprawieni w bojach o dostęp do informacji i sposoby jej pozyskiwania wiele potrafią. Stąd też nieustanna karuzela z zawartością przepastnych archiwów IPN, medialną karierą Osób Lepiej Poinformowanych i ekscytacją narodu związaną z kolejnym upublicznieniem jakieś pół tajnej czy średnio tajnej notatki z tychże archiwów. Niebywałe to czasy i dziwny kraj, kiedy to typ spod ciemnej gwiazdy - dawny ubek, indywiduum o moralności stułbi daje świadectwo moralności wielkim autorytetom...
Ciekawe też są nasze doświadczenia i porównania z kontaktów że tak powiem interpersonalnych, w Polsce i na świecie. Po powrocie do kraju konstatujemy ze zdziwieniem, że żyjemy w krainie dramatu i wiecznego smutku – tak posępnych oblicz tubylców nigdzie się nie uświadczy jak w Polsce. Konsekwencją tego jest słynna już odpowiedź sprzedawczyni – na dowolne pytanie o to, czy jest ... – „jest to, co widać”, a „przepraszam” jako słowo powszechnego użycia na polskiej ulicy nie funkcjonuje. Latając polskimi liniami lotniczymi też możemy usłyszeć podobną, znudzoną odpowiedź. Na trasie np. Warszawa Zurich podaje się pasażerom kanapkę nadzianą sałatką ziemniaczaną – wyjątkowo nieapetycznie wyglądającą i takoż smakującą, a z kolei w locie na Cypr dla odmiany otrzymujemy kanapki z rybą. Na pytanie , czy nie można by otrzymać czegoś innego, z ust stewardessy taka właśnie pada odpowiedź –„jest to, co widać”. Często natomiast – aż nazbyt często i tym samym bez sensu – można usłyszeć: „życzę miłego dnia” – nawet po wyjściu ze sklepu z tą nieszczęsną sprzedawczynią, która ma w sklepie tylko to, co widać.
Miłym i niewytłumaczalnym elementem polskiej rzeczywistości jest natomiast mnogość sklepików czynnych siedem dni w tygodniu i nierzadko do północy – nigdzie w Europie nie ma tak licznych możliwości nabycia świeżych bułeczek i napoju wysokoprocentowego w niedzielne popołudnie, a u nas owszem, jest.
Instytut Marki Polskiej czyni wysiłki, aby wykreować pożądany wizerunek Polski tak, abyśmy byli atrakcyjnym krajem dla inwestorów i turystów. Programy marketingu narodowego, próby wykreowania marki Polski, wielkie programy PR to z pewnością działania konieczne i miejmy nadzieję – pożyteczne i skuteczne. Okazało się jednak, że naszymi walorami rozpoznawalnymi w Europie, są przedsiębiorcze pielęgniarki i hydraulicy... A pierwszym naszym „hydraulikiem” we Francji była pani Curie Skłodowska , jak powiedział Lech Wałęsa na konferencji z okazji 25 lat Solidarności w Gdańsku...
Kiedy adept PR zadał jednemu z wielkich autorytetów tej dziedziny pytanie, co powinien najpierw zrobić rozpoczynając działania public relations w swojej firmie, ten mu odpowiedział: „przystrzyc trawnik”. Drobiazg, szczegół niewart uwagi, nieistotny element firmy, ale ten trawnik niepierwszej świeżości okazuje się ważnym elementem działań PR. Zaniedbany trawnik przed siedzibą firmy jest jej wizytówką, pierwszym wrażeniem i pewnie obrazem, który pozostanie w świadomości odwiedzającego, niezależnie od dalszego przebiegu wizyty w firmie. Życie składa się z drobiazgów – to banał, lecz na wizerunek Polski z pewnością wpłyną nie wielkie, kosztowne akcje i programy, lecz takie trawniczki naszej lokalnej rzeczywistości.
Dołącz do dyskusji: Trawnik a sprawa polska