Władze Chin pragną kontrolować Chińczyków również za granicą. Stosują całą gamę środków - także zastraszanie i branie krewnych na zakładników
Rządząca Chinami partia komunistyczna uważa, że Chińczycy powinni pozostawać pod jej kontrolą także za granicą, nawet jeśli mają obce obywatelstwo. Stosują całą gamę środków, od inwigilacji i szpiegowania na kampusach, po zastraszanie, branie krewnych na zakładników czy wynajmowanie prywatnych detektywów do zbierania informacji o krytykach poza krajem.
„Policja bezpieczeństwa państwowego zapukała do naszych drzwi i zabrała mojego ojca na długie przesłuchanie” – powiedział niedawno Radiu Wolna Azja (RFA) student prawa z Uniwersytetu Georgetown w Waszyngtonie Zhang Jinrui, który wcześniej uczestniczył na swojej uczelni, na terenie USA, w demonstracjach przeciwko polityce władz Chin.
W Chinach policjanci pytali ojca: „czy to twoje dziecko bierze udział w prodemokratycznych działaniach? Czy zwykle kocha partię? Jeśli nie, musisz go nauczyć, żeby lepiej kochał kraj i partię” – przekazał student, odnosząc się do rządzącej Komunistycznej Partii Chin (KPCh). Sam Zhang był również zaczepiany przez członków chińskiego stowarzyszenia studentów na swojej uczelni.
Długie ramie Chin
Przypadek Zhanga to przykład zjawiska, które zachodni eksperci nazywają „długim ramieniem Chin” lub „transnarodową represją”. Pekin ściga zbiegłych urzędników podejrzanych o korupcję i działających poza krajem oszustów telekomunikacyjnych, ale też rozszerza kontrolę ideologiczną i tłumi wszelkie oznaki sprzeciwu wobec chińskiej partii nawet za granicą. Według raportu amerykańskiej organizacji Freedom House z 2021 roku Chiny prowadziły „najbardziej wyrafinowaną, globalną i kompleksową kampanię transnarodowych represji na świecie”.
„Samo w sobie nie jest to nowe zjawisko. Partia komunistyczna, ale też w dużym stopniu wcześniejsze rządy uważały, że Chińczycy powinni pozostać pod wpływami państwa chińskiego bez względu na to, gdzie przebywają lub jakie mają obywatelstwo. Oczywiście ich własna samoidentyfikacja w ogóle nie jest brana pod uwagę. Wszystko w myśl zasady: miałeś chińskich przodków, to należysz do nas, czy ci się to podoba, czy nie” – wyjaśnia w rozmowie z PAP dr Michał Bogusz z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW).
Według niego KPCh pamięta, że cesarstwo zostało obalone między innymi w wyniku działań takich ludzi, jak Sun Yat-sen, działających na emigracji więc utrzymywanie kontroli nad chińską diasporą jest też elementem zabezpieczania reżimu. „Wcześniej Pekin miał ograniczone możliwości działania, ale w ostatnich latach, zarówno w wyniku wzrostu ChRL i rozbudowy jej wpływów za granicą, jak i zmian technologicznych, jego zdolności rosną” – podkreśla analityk.
„Długie ramię” Pekinu często sięgało w ostatnich latach do krajów Azji Południowo-Wschodniej, dla których Chiny są ważnym partnerem handlowym i źródłem inwestycji. We wrześniu – mimo apeli ekspertów ONZ - władze Laosu deportowały do Chin prawnika Lu Siweia, który zajmował się obroną praw człowieka. We wcześniejszych latach prominentni chińscy czy hongkońscy działacze znikali w Wietnamie i Tajlandii, by potem odnaleźć się w aresztach na terenie Chin.
Według dr. Bogusza Pekin próbuje wpływać na Chińczyków na różne sposoby. Na poziomie zbiorowym w ramach tzw. Zjednoczonego Frontu tworzy organizacje wykorzystywane do zbierania informacji, wywierania presji i rozpowszechniania propagandy. Stara się też docierać do Chińczyków za granicą przez media społecznościowe.
„Jeżeli chodzi o działania wobec pojedynczych osób, to wykorzystywana jest całą gama środków. Od brania na zakładników członków rodzin pozostałych w Chinach, do zastraszania przez wysłanych agentów lub członków organizacji przestępczych w kraju pobytu. Są znane przypadki wynajmowania lokalnych prywatnych detektywów do zbierania informacji o opozycyjnych emigrantach” – wyjaśnia ekspert OSW.
Na celowniku są również Ujgurzy – przedstawiciele muzułmańskiej grupy etnicznej, o której prześladowania oskarża się chińskie władze. Według raportu opublikowanego przez Uniwersytet Sheffield 2/3 Ujgurów mieszkających w Wielkiej Brytanii i aż 4/5 Ujgurów w Turcji deklarowało, że chińskie władze groziły im lub ich rodzinom.
Stacja BBC informowała, że Pekin zmusza też żyjących za granicą Ujgurów do szpiegowania działaczy praw człowieka, grożąc ich krewnym, którzy zostali w kraju. „Zawsze, gdy w Londynie był protest przeciwko Chinom, dzwonili do mnie i pytali, kto będzie uczestniczył (…) Używają mojej rodziny jak zakładników” – mówił stacji jeden z ujgurskich uchodźców mieszkających w Wielkiej Brytanii.
Dr Bogusz podkreśla, że działania Pekinu dotykają nie tylko chińską diasporę, ale też państwa, w których ona przebywa. „Po pierwsze, działania chińskiej bezpieki często dotykają obywateli tych państw i są po prostu nielegalne. Po drugie, chińskie organizacje społeczne w tych państwach są wykorzystywane nie tylko do działań propagandowych wśród Chińczyków, ale też coraz częściej próbują wpływać na życie polityczne. Widzimy to zwłaszcza w Australii i Nowej Zelandii” – ocenia analityk.
Według niego do walki z tym problemem władze państw nie potrzebują żadnych nowych przepisów, a jedynie egzekwowania istniejących praw gwarantujących prywatność, ochronę życia i mienia czy wolność słowa. „Problem w tym, że w obawie o psucie sobie relacji z Pekinem przez lata tego nie robiono” – dodaje dr Bogusz.
Freedom House ostrzegł tymczasem w kwietniu br., że choć Chiny pozostają liderem w stosowaniu porwań, przemocy i deportacji wobec obywateli mieszkających poza krajem, metody te obiera coraz więcej państw. Amerykańska organizacja przeanalizowała 854 przypadki bezpośrednich „represji transnarodowych” przeprowadzonych przez władze 38 krajów od 2014 roku, z czego za 30 proc. odpowiadały Chiny. W 2022 roku dopuściło się ich 20 rządów, w tym po raz pierwszy Bangladesz i Dżibuti.
Dołącz do dyskusji: Władze Chin pragną kontrolować Chińczyków również za granicą. Stosują całą gamę środków - także zastraszanie i branie krewnych na zakładników