Mariusz Ziomecki: cieszy mnie zmartwychwstanie Tomasza Wróblewskiego
- Kolejna wolta linii redakcyjnej "Wprost", którą zapowiada wydawca, nie wróży za dobrze tytułowi. Miotanie się od lewa do prawa, od tabloidu do promotora biznesu, nie jest strategią mądrą ani bezpieczną - pisze Mariusz Ziomecki, gospodarz programu "Prawy do lewego, lewy do prawego" w Polsat News 2.
Po pierwsze, cieszę się że Tomasz Wróblewski wraca do pierwszoligowego tytułu po niebezpiecznym załamaniu kariery, które go spotkało po aferze z "trotylem" w "Rzeczpospolitej". To jedna z ciekawszych postaci polskich mediów. Cieszy mnie to zmartwychwstanie jako znajomego nowego szefa "Wprost" i jako dziennikarza.
Kolejna wolta linii redakcyjnej "Wprost", którą zapowiada wydawca, nie wróży za dobrze tytułowi. Miotanie się od lewa do prawa, od tabloidu do promotora biznesu, nie jest strategią mądrą ani bezpieczną. Sama zmiana naczelnego przyniesie, siłą rzeczy, zmiany w tygodniku. Nie rozumiem tylko, dlaczego wydawca aż tak akcentuje ten fakt? Ta strategia komunikacji może sprawić, że szybko odejdą czytelnicy dotychczasowi, ceniący bezkompromisowość antyestablishmentowej linii Latkowskiego, a nowi biznesowi, których wydawca sobie wymarzył, nie zmaterializują się w dającej się przewidzieć przyszłości. Dodatkowo, pomysł promowania akurat gospodarczego i politycznego liberalizmu w czasach, gdy ta ideologia przyniosła na Zachodzie największy od stulecia kryzys gospodarczy i społeczny, a i w Polsce jest coraz mocniej kontestowana, wydaje mi się ciut ekscentryczny. Ale faktycznie, Tomasz Wróblewski jest liberałem z przekonania, walczącym. Więc pismo w tę stronę się przechyli tak, czy siak.
Politycznie, naczelny który czuł się dość komfortowo w tytułach radykalnej prawicy, więc zapewne zechce ramię w ramię z nimi komentatorsko powalczyć z "Newsweekiem" Tomasza Lisa. Będzie się działo.
Na czym "Wprost" Wróblewskiego też zapewne zyska, to jakość dziennikarstwa. Nie ujmując realnych zasług Sylwestrowi Latkowskiemu (gdyby nie jego odwaga, a może brak wyobraźni, kilka ważnych afer naszych czasów zapewne nie ujrzałoby światła dziennego, bo tytuły "mainstreamowe" stały się zbyt zastraszone przez prawników, albo zbyt zblatowane z elitą), trzeba pamiętać o centralnej słabości tego redaktora. Latkowski był i chyba pozostaje dyletantem, jeśli idzie o dziennikarski warsztat i etyczne samoograniczenia, jakie regulują zachowanie opiniotwórczej prasy w demokracji. Demaskatorskie publikacje "Wprost" w sprawie molestowania w TVN są tylko ostatnim przykładem problemu. "Wprost" doprowadził do tego, że zaatakowana stacja wszczęła własne dochodzenie, które zakończyło się odejściem telewizyjnej gwiazdy, ale pozostało zbyt wiele znaków zapytania w całej sprawie. Reporterzy tygodnika nie zebrali kompletnego materiału, nie zdołali przekonać ani jednej z domniemanych ofiar, by wystąpiła pod nazwiskiem. Przy oskarżeniu takiego kalibru, decyzja - mniemam, że redaktora naczelnego - by jednak publikować oskarżycielskie materiały, naruszała reguły zawodu. Skutki takiego „bastardyzowania” standardów polskie media będą, obawiam się, odczuwały długo i boleśnie.
Co do poprawy wyników sprzedaży "Wprost" pod rządami Wróblewskiego, trudno coś prognozować. Większe siły działają w tej materii, sprzedaż egzemplarzy drukowanych czasopism kurczy się od lat, więc spadek i tego tytułu zapewne będzie trwał. O przyszłości przesądzi raczej, czy wydawcy i zespołowi redakcyjnemu uda się szybko poszerzać bazę czytelniczą w nośnikach elektronicznych. Odejście od formatu tabloidowego może pomóc w tym obszarze, podobnie jak w pozyskiwaniu reklamodawców.
Mariusz Ziomecki, gospodarz "Prawy do lewego, lewy do prawego" w Polsat News 2, były redaktor naczelny „Przekroju” i „Super Expressu”
Dołącz do dyskusji: Mariusz Ziomecki: cieszy mnie zmartwychwstanie Tomasza Wróblewskiego