Paweł Bień
Rozmowa z Pawłem Bieniem, wiceprezesem Presspublici.
Robert Stępowski: Jaki był dla Presspublici I kwartał
2009 roku?
Pawłem Bień: W przypadku Presspublici I kw na
pewno był lepszy niż w innych firmach z tego względu, że kilka
spraw rozstrzygnęło się na naszą korzyść. Były to jednak sprawy
jednorazowe, które poprawiły wynik. Dzięki temu był on lepszy niż
ten, który zakładaliśmy w budżecie. Jeśli chodzi o sprzedaż to ona
spadała, podobnie jak we wszystkich wydawnictwach, choć i tu ten
ubytek był proporcjonalnie mniejszy niż u innych wydawców. U nas
skala spadków, w porównaniu ze spadkami np. "Gazety Wyborczej" jest
o połowę mniejsza.
Zakładaliście spadek na takim poziomie?
Nie. Nie przewidywaliśmy, że spadek wpływów z reklam może być aż
tak duży. Myśleliśmy, że może on sięgnąć 10 proc., a jednak był o
kilka procent wyższy. Kiedy porównuję obecne wyniki z kryzysem
sprzed kilku lat, to mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że
obecny kryzys branża odczuwa znacznie boleśniej.
A spadki sprzedaży samych gazet jak i reklam to wina
kryzysu, czy też tego, że po prostu coraz chętniej informacji
szukamy w internecie, a nie w papierowych gazetach, a gdzie więcej
czytelników, tak chętniej kupowane są reklamy?
Niewątpliwie jest to wina kryzysu. Cięcia budżetów marketingowych i
szkoleniowych (a tą branżą także się zajmujemy) to najprostsze
koszty, które można jedną decyzją zmniejszyć. I to się dzieje.
W przypadku tytułów wydawanych przez Presspublicę tej
sytuacji nie pogarsza zamieszanie związane ze sprzedażą przez Skarb
Państwa mniejszościowego, ale jednak istotnego, udziałowca czyli PW
Rzeczpospolita?
Nie dostrzegam, aby to miało jakikolwiek związek. Takie zjawisko
nawet jeśli występuje to musi być na tyle marginalne, że
praktycznie niezauważalne. Nie da się go wyodrębnić.
Jakie oszczędności chcieliście poczynić przeprowadzając
zwolnienia grupowe?
Nie chcę wprost mówić o liczbach. Ta skala, którą my
wynegocjowaliśmy ze związkami zawodowymi to nie jest liczba, którą
my jakoś szczególnie, w sposób wyrafinowany, wyliczyliśmy. Jeśli
porównamy tą ilość do osób zatrudnionych w całej firmie to stanowi
ona około 20 proc., a więc jest na poziomie średnich spadków
przychodów reklamowych w całej branży.
Muszę podkreślić, że choć ta liczba (144 osoby - red.) wydaje się
bardzo duża to wynika ona z tego, że prowadziliśmy takie
działalności, które były zupełnie poza naszym zainteresowaniem.
Myślę tutaj o wydawaniu tygodników regionalnych. Tam, kiedy
przejmowaliśmy je wraz z "ŻW" pracowało 36 osób. Sama ta liczna
klasyfikowała do zwolnień grupowych.
W sytuacjach kryzysu, jaką bez wątpienia teraz mamy, firmy wracają
do swojej działalności zasadniczej i my także tak zrobiliśmy.
Ale dział sportowy "ŻW" został także okrojony, a to już
nie tygodniki regionalne, o których pan wspomniał.
Tak, oczywiście. W "ŻW" także były cięcia związane z tym, że w
wydawnictwach najszybciej oszczędności można osiągnąć ograniczając
ilości stron. Wszystkie dzienniki to robią. My także ograniczyliśmy
ilość stron. Trzeba pamiętać o tym, że w ub.r. "Rzeczpospolita"
była liderem. Mieliśmy po 150 stron codziennie i 24 strony
"ŻW".
"Rzeczpospolitą" ominął zwolnienia?
Tam ta korekta będzie symboliczna, a więc dotyczyć będzie kilku
osób. W porównaniu chociażby z tymi z "ŻW" będzie naprawdę jedynie
drobną korektą.
W "ŻW" w tej chwili pracuje tylko 18 osób. Jak można
taką ilością osób wydawać codzienną gazetę?
Prawdę
mówiąc ja nie wnikam w to jak redaktor naczelny to kształtuje. My w
naszych rozmowach o redukcjach nie wskazaliśmy w jakich obszarach
ile ma być zwolnień. To w przypadku redakcji było w gestii
redaktorów naczelnych. Jakiś wstępny podział był zrobiony, ale
później w toku negocjacji rozmawialiśmy już tylko o liczbie
całkowitej.
A ile prawdy jest w wypowiedziach pojawiających się na
różnego rodzaju forach, że "ŻW" niebawem zostanie zlikwidowane lub
sprzedane?
Ja nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, dlatego,
że musze brać pod uwagę, sytuację w której się znajdujemy. Niebawem
pojawi się nowy udziałowiec i on także będzie chciał mieć coś do
powiedzenia. Skarb Państwa w sposób zdecydowany mówi, że chce
doprowadzić do końca prywatyzację PWR i zapewne tak zrobi.
Przeprowadzaliście państwo symulacje, czy likwidacja
tego tytułu przyniosłaby jakieś wymierne oszczędności dla
spółki?
"ŻW" ma za sobą okres wychodzenia na prostą. Pod koniec ub.r
załamał się rynek, a dla "ŻW" było ono jeszcze większe niż dla
prasy ogólnopolskiej. Zresztą podobnie jest także w przypadku
warszawskich dodatków do innych dzienników. Wynika to z tego, że
tam głównymi reklamodawcami byli przedsiębiorcy z branży
budowlanej, a ten sektor kryzys dotknął najbardziej. Oczywiście
reklamy nie znikły całkowicie, ale zostały mocno ograniczone i po
postawiło "ŻW" w trudnej sytuacji. Jako samodzielny tytuł nie
dałoby rady się utrzymać. Strona internetowa "ŻW" rozwija się
znakomicie. W ciągu roku ilość użytkowników się podwoiła. My
staramy się aby była ona użyteczna i funkcjonalna.
Czyli samoistny byt pt. "ŻW" może zniknąć, a zostanie
jedynie wkładka do "Rz" i "ŻW" w internecie?
To jest jedna z możliwości. Wolałbym jednak te pomysły konsultować
z potencjalnymi nowymi udziałowcami. W tej chwili nie ma decyzji o
likwidacji, czy też innych poważnych zmianach w "ZW". Rzeczywiście
jest kilka możliwości, które rozważamy i analizujemy. Jedna z nich
zakłada stworzenie na bazie "Życia" tygodnika, dlatego, że w piątki
"ŻW" ma trzykrotnie wyższą sprzedaż niż w inne dni.
Byłby to tygodnik na wzór tego, który od ub.r. wydaje
Polska The Times?
Być może tak. Ale to też tylko jeden z wariantów. Decyzji jeszcze
nie ma. Są pomysły i propozycje, ale myślę, że do rozstrzygnięcia
tych negocjacji trudno mówić o szczegółach.
Kiedy już dojdzie do sprzedaży PW Rzeczpospolita
większościowy udziałowca czyli brytyjski fundusz Mecom będzie
chciał się pozbyć swoich udziałów w Presspublice?
Trudno mi komentować to co zechce zrobić Mecom. Mecom ma oczywiście
swoje problemy, ale radzi sobie z nimi. Myślę, że sprzedaż udziałów
w Presspublice nie jest tu kluczowa. Mam wrażenie, że niebawem
sytuacja Mecomu może się niebawem ustabilizować.
Czy do chwili zmiany mniejszościowego udziałowca
zamrażacie Państwo wszystkie inwestycje?
Nie. Wstrzymujemy się z wdrożeniem tych najważniejszych planów,
natomiast przygotowujemy kilka projektów w zakresie on-line, ale
chyba nie ma w tym nic odkrywczego, gdyż wszystkie wydawnictwa
inwestują w tym obszarze.
Więc kiedy będziemy mogli poznać te
projekty?
Myślę, że w drugim kwartale, ale szczegółów
na ich temat nie chcę jeszcze zdradzać.
A co z łączeniem zielonych stron "Rz" i "Gazety Giełdy
Parkiet"?
Toczy się taki projekt przygotowawczy, ale tu także nie ma nic
nowego, ani odkrywczego. Takie wspólne newsroomy dobrze funkcjonują
w niektórych wydawnictwach wchodzących w skład grupy Mecom. Tu
nawet nie chodzi o połączenie redakcji, ale bardziej o wytworzenie
nowej jakości przede wszystkim pod kątem on-line.
Trudno powiedzieć, czy jest to model na ten moment. Na pewno
posiada on wiele cech pozytywnych, ale są jak zawsze także te
negatywne. Trudno anonsować, że zmieniamy strukturę, ponieważ póki
co został powołany zespół, który ma przygotować koncepcję, jak taki
wspólny newsroom mógłby funkcjonować.
Nie jest to pierwszy krok do likwidacji
"Parkietu"?
Nie. Absolutnie nie. To było bardzo jasno zaznaczone, że te
działania nie prowadzą do likwidacji tytułu. Merytorycznie dla
czytelnika "Parkietu" i zielonych stron praktycznie nic się nie
zmieni.
Dołącz do dyskusji: Paweł Bień