Buntowniczki, konformistki i stateczne matrony. Recenzja nowej sagi kostiumowej TVP „Matylda”
„Matylda” to nowy serial kostiumowy Telewizji Publicznej, który w niedzielnej ramówce zajmie miejsce dotychczas zarezerwowane dla „Zatoki szpiegów” z Bartoszem Gelnerem w roli głównej. Saga kostiumowa TVP1 przenosi nas do 1878 roku, pokazując przekrój społeczny Lubelszczyzny oraz to, jak po latach ze skutkami klęski powstania styczniowego radzą sobie chłopi, arystokraci i panny na wydaniu.
Rzecz dzieje się w 1878 roku na Lubelszczyźnie. Główną bohaterką serialu jest Matylda Bilińska. Siedemnastolatka nie ma żadnej rodziny. Sądzi, że ojciec stracił życie na Syberii, a jej jedynym opiekunem prawnym jest jego dawny przyjaciel, przyszywany wuj Witold Różański (w tej roli Dariusz Chojnacki). Dziewczyna uczy się i mieszka na pensji, ale buntownicza natura Matyldy nie pozwala dać się zrusyfikować. Mówi i czyta po polsku, co nie podoba się właścicielce bursy, madame Kretoczkin (w tej roli Alona Szostak). Bohaterka po kolejnej kłótni z madame, postanawia uciec do jedynego domu, jaki zna, czyli do wuja Witolda. W ten sposób trafia do Brzeziny na Podlasiu.
„Prawdziwe życie to nieszczęście”
Tutaj zaczyna się cała historia. Poznajemy rodzinę Witolda, jego sąsiada, służące, miejscowego lekarza. Jednym żyje się w Brzezinie wygodnie, innym całkiem znośnie, a całej reszcie, czyli tym na dole drabiny społecznej – dramatycznie źle, ale ich losem mało kto się przejmuje. Serial koncentruje się na obyczajowości tych najlepiej sytuowanych. Helena (w tej roli Małgorzata Buczkowska), żona Witolda cały czas planuje, jak tu wydać Matyldę za mąż i ile można na tym zarobić; lekarz Robert Boden (w tej roli Kamil Szeptycki, którego równocześnie można oglądać w serialu „Kiedy ślub?” Canal+) odwiedza chorych, ochmistrzyni Gienia (Magdalena Smalara) całe dnie spędza w kuchni, a chłopi pracują ponad siły. To trochę za mało, żeby uznać, iż twórcy serialu kreślą panoramę społeczną końca XIX wieku. Zaglądają tu i tam, sygnalizują pewne wątki, ale i tak najważniejsze są romanse i konflikty na szczycie hierarchii. Mimo że los służących wydaje się znacznie ciekawszy niż panien na wydaniu.
Matylda nie jest zbyt ciekawą bohaterką, podobne oglądaliśmy już wiele razy (grająca tę postać Maria Kowalska, w zeszłym roku wcieliła się w Marysię Wilczur w filmie „Znachor” Netfliksa, nietrudno dostrzec wiele podobieństw między tymi bohaterkami). To młoda buntowniczka, nieco naiwna, łatwowierna, ale też szlachetna i prawa. Wielkim walorem serialu jest rola Marii Kowalskiej, która robi co może z „ziemianką bez posagu”, jak mówią o niej mieszkańcy dworu; daje jej dużo wiarygodności, spontaniczności i luzu. Brakuje jednak wyzwań scenariuszowych, bez nich trudno aktorce zdziałać coś więcej w obrębie serialowego uniwersum.
Zobacz: Seriale TVP, które obejrzysz na Netfliksie
Od nuworysza do arystokraty
Wątkiem pierwszoplanowym jest życie Matyldy w Brzezinie. Mogłoby toczyć się sielsko i skupiać na nowych znajomościach, flirtach, wieczorach ze śpiewem i tańcami, ale kontrapunktem jest tragiczna historia jej ojca Tadeusza (Ireneusz Czop). Bohaterka nie zna jego losów, nie wie, jakie związki z jego wygnaniem na Sybir mają ludzie z jej otoczenia. Dziewczyna przyjeżdża do Brzeziny, żeby przemyśleć, co chce zrobić ze swoim życiem, ale szybko staje się kartą przetargową w rękach osób z najbliższego kręgu.
Czarnym charakterem okazuje się właściciel majątku ziemskiego, Maurycy Rubin (w tej roli Mirosław Haniszewski). Niestety, napisany jest bez niuansów, nie da się go polubić, nie da się go też obronić, więc widownia niespecjalnie zaangażuje się w losy tej postaci, a przecież dużo ciekawsze byłoby konfrontowanie bohaterów, których chcemy zrozumieć mimo wszystkich ich wad. Nakreślenie Rubina tak, żeby nikt się nie przejął tym, co go spotka, nie było wielkim wyzwaniem.
Na ścieżce inicjacji
„Matylda” to klasyczna opowieść o młodej kobiecie pragnącej wolności i lepszego życia niż to, jakie oferuje jej opresyjny system. Co jednak ma powiedzieć Gienia i inne służące niemające czasu na rozważania o tym, co chciałyby zrobić ze swoim życiem, bo muszą czesać, ubierać i podawać śniadania myślicielkom? Wydaje się, że to odpowiedni moment, aby Telewizja Publiczna, zamiast opowiadać kolejną historię o zubożałej arystokratce o dobrym sercu, zdecydowała się na brawurową historię o tym, jak żyły kobiety z nizin społecznych. Ten temat pojawił się w zeszłorocznym „Polowaniu na ćmy” (naszą recenzję znajdziecie tutaj), ale zdecydowanie prosi się o rozwinięcie.
Matylda poznaje Brzezinę, zaprzyjaźnia się z nieco ekscentryczną arystokratką, a ta kibicuje dziewczynie w jej dążeniu do niezależności. Serial korzysta ze znanych schematów i z łatwością można odgadnąć jego ciąg dalszy. Mamy więc ubogą szlachciankę, co najmniej dwóch zakochanych w niej mężczyzn, dobrego przyjaciela, skłonną do intryg ciotkę, nieprzewidywalnego i zdesperowanego wuja oraz życzliwą gosposię. Brakuje konfliktu, który zaangażowałby widownię, sprawił że z ekscytacją oczekiwałaby kolejnych odcinków.
Wątki miłosne są melodramatyczne, przewidywalne i nudne. Deklaracje miłości padają równie szybko co w latynoamerykańskich telenowelach, gdzie miłość od pierwszego wejrzenia jest czymś, co spotyka bohaterów każdego dnia.
„Matylda” to poprawny, dobrze obsadzony, świetnie zagrany serial, ale to za mało, żeby produkcja zapadła na dłużej w pamięci widzów. Cały czas czekam na obraz robiący takie wrażenie jak „Boża podszewka” Izabelli Cywińskiej z 1997 roku.
Marysia czy Matylda?
Z pewnością największym atutem produkcji jest rola Marii Kowalskiej, chociaż ciekawsza dramaturgicznie wydaje się postać przyszywanej ciotki Matyldy, Helena. Bohaterka nie jest postacią jednoznaczną i kryje w sobie tajemnicę. Inne postaci kobiece również zasługują na wyróżnienie, jak choćby wspominana już Gienia, czy służąca Maryna (Anita Szepelska).
Zobacz: Kultowe seriale TVP dla dzieci i młodzieży
„Matylda” to produkcja dla wiernej widowni polskich seriali kostiumowych, ceniącej sagi z wątkiem romansowym i sporą dawką martyrologii.
Serial „Matylda” zadebiutuje w ofercie TVP1 10 marca.
Dołącz do dyskusji: Buntowniczki, konformistki i stateczne matrony. Recenzja nowej sagi kostiumowej TVP „Matylda”
Najdroższy serial w dziejach TVP. Kto policzy ile dopłaca się do jednego widza Matyldy?
Spędzało mi to sen z powiek. Wreszcie ciekawość zostanie zaspokojona.