Z Michałem Gazdą, reżyserem nowego polskiego filmu Netfliksa zatytułowanego „Napad”, rozmawiamy o tym, jakie były rodzime lata 90. i jak wpłynęły na pokolenie wkraczające wówczas w dorosłość. Pytamy również o obecność Olafa Lubaszenki w projekcie i starcie dwóch silnych osobowości na ekranie.
„Napad” w reżyserii Michała Gazdy to film inspirowany znaną sprawą kryminalną z początku wieku. Napad na warszawską filię Kredyt Banku do dzisiaj wzbudza wiele emocji z uwagi na bestialstwo, jakim wykazali się sprawcy. Nowość Netfliksa nie skupia się jednak na detalicznym odwzorowaniu tamtych wydarzeń, ale oddala się od nich najmocniej jak to możliwe, aby opowiedzieć historię zatopioną w estetyce lat 90., opartą na barkach dwóch głównych bohaterów. W tych rolach zobaczymy Olafa Lubaszenkę i Jędrzeja Hycnara.
Małgorzata Major: Czy film „Napad” inspirowany jest historią napadu na warszawską filię Kredyt Banku w 2001 roku?
Michał Gazda: Źródło naszej intencji twórczej było gdzieś indziej, nie w rzeczywistej historii. Przyglądając się naszej opowieści szczegółowo, okaże się, że jest oryginalna, autonomiczna, ma miejsce w innym czasie i – mimo pozornych podobieństw – opowiada inną historię.
Ważną składową „Napadu” jest powrót do estetyki lat 90. i reinterpretacja tego, co działo się w Polsce w ich pierwszej połowie. Czy to Pana najbardziej zainteresowało w scenariuszu Bartosza Staszczyszyna?
Mam to szczęście, że jestem obdarzony zaufaniem mojej producentki Magdy Szwedkowicz, dzięki czemu mam twórczy dostęp do scenariuszy na dość wczesnym etapie ich powstawania. W reżimie kina producenckiego jest to zjawisko nie do przecenienia. Decyzja o tym, aby umieścić akcję naszego filmu w latach 90., była wspólna. Zależało mi na tym z kilku powodów. Pierwszy powód jest taki, że gdy oddalamy się od współczesności łatwiej o rodzaj metafory, którą budujemy na ekranie. Łatwiej opowiadać o losie człowieczym przy okazji dystansu czasowego, aby nie popaść w deklaratywną bieżączkę. Wydaje mi się, że lata 90. są w naszej historii na tyle ekstremalnym czasem emocjonalnym, moralnym, politycznym i każdym innym, że ten pomysł do nas przyszedł w bardzo naturalny sposób. Nasze sztuki narracyjne (literatura, film, teatr) jakoś specjalnie się z tym okresem nie rozliczyły i leży on dramaturgicznym odłogiem. Mamy świetne filmy z lat 90., ale są obarczone – co nie jest zarzutem – aktualnością. Po 30 latach można już spojrzeć na tamten czas z krytycznego dystansu.
Michał Gazda: to bardzo osobisty dla mnie film
A jaki był drugi powód?
Dzięki tej decyzji, to bardzo osobisty dla mnie film. W tamtym czasie wkraczałem w dorosłe życie, kończyłem szkołę średnią. Zachwyty nad tą zmianą, bo była ekstatycznie wyrazista (przejście z jednego systemu do drugiego) i była emocjonalną bombą, moje pokolenie nosi w sobie cały czas. Ale tak samo jak poczucie strachu o przyszłość, niepewność i totalne zagubienie w świecie, w którym poruszamy się tylko na podstawie jakichś intuicji.
Długo lata 90. były w popkulturze przedstawiane nostalgicznie, jako czas sielankowy. Teraz zaczyna się to zmieniać. „Napad” nie wydaje się zbyt nostalgiczny. Jak Pan wspomina lata 90. i jak chciał je przedstawić, jako koszmar czy najlepszy okres w życiu?
Wydaje mi się, że jedno drugiego nie wyklucza. Moja babcia najlepiej wspominała czasy, kiedy była na przymusowych robotach w Niemczech, mimo że przeżyła tam dramatyczne chwile. Lata 90. naznaczone są dla mojego pokolenia świeżością, otwartością na nowe, kolorem kapitalizmu, muzyką grunge’ową itd. To oczywiście niesie ze sobą duży ładunek pozytywnych emocji, nostalgii, ale warto też spojrzeć na ten czas krytycznie. Jestem łodzianinem i pamiętam okres, kiedy pół miasta poszło na bezrobocie, więc to nie był wesoły i szczęśliwy czas dla mojego miasta. I dla mojego pokolenia też nie. Mimo że robiliśmy wszystko z wiarą w lepszą przyszłość, staraliśmy się ogarnąć nową rzeczywistość, ale nie mieliśmy do niej żadnej instrukcji obsługi. Ani pokolenie naszych rodziców, ani dziadków w sytuacji kapitalizmu nigdy się nie znalazło. Musieliśmy do wszystkiego szukać własnych dróg, co wiązało się z niepokojem i strachem o przyszłość i krytycznym spojrzeniem na to, co nowa ekonomia czyni ze świadomością społeczną.
Muszę zapytać o obsadę, ponieważ duet głównych bohaterów grany przez Olafa Lubaszenkę i Jędrzeja Hycnara to świetne posunięcie. Zwłaszcza że Olaf Lubaszenko ma w swoim dorobku kultowe filmy z lat 90., jak np. „Kroll” i „Psy” Władysława Pasikowskiego.
Dobrze, że powiedziała pani o dwóch głównych bohaterach, ponieważ od samego początku myśleliśmy o tym filmie jako o konstrukcji tandemowej. To jest opowieść o pojedynku dwóch równorzędnych postaci. Z Olafem miałem już okazję pracować wcześniej, więc zdawałem sobie sprawę z jego wielkiego formatu aktorskiego. To zawsze wielka frajda i przyjemność mieć go na planie. Natomiast o tym, że znalazł się u nas w filmie, zadecydowały jeszcze inne rzeczy. Olaf jest facetem stamtąd, ewidentnie kojarzy się z latami 90. Jest więc w tym jakaś – w przypadku naszego tematu ponura – przyjemność oglądania w głównej roli faceta, który jest immanentnie wpisany przez naszą popkulturę w tamte czasy. Wydaje mi się, że dla widza będzie to wielka frajda zobaczyć Olafa w świetnej formie, w głównej roli, w – moim zdaniem – kapitalnej interpretacji.
A jak było z Jędrzejem Hycnarem?
Jeśli chodzi o Jędrka, znam go z dużych ról serialowych, ale poznałem go osobiście przy okazji tego projektu. Gdy pojawił się na castingu, przestaliśmy szukać dalej. Ze swoją energią, ze swoim emploi świetnie wpisał się w tę rolę. Jędrek miał bardzo trudne zadanie, ponieważ musiał poruszać się w bardzo szerokim rejestrze. Z jednej strony musiał zaprezentować psychopatycznego mordercę, a z drugiej – tkliwego, empatycznego młodzieńca.
Do kogo trafi „Napad”, czy tylko do widowni pamiętającej lata 90.?
Lubię sobie wyobrażać swojego widza i dla kogo opowiadam. Ale zawsze chcę, żeby moje filmy obejrzała jak najszersza widownia. Film jest pełen rozmaitych smaków i zapachów rozpoznawalnych dla osób, które tamtego czasu doświadczyły. One pewno będą miały – choć to może niefortunne słowo w tym wypadku – frajdę, a przynajmniej katharsisową przyjemność z oglądania niejako swoich własnych wspomnień na ekranie. Dlatego też dbaliśmy bardzo o wszelkie inscenizacyjne detale scenograficzne, kostiumowe, merytoryczne i inne po to, żeby przywołać na ekran lata 90. w możliwie najbardziej wiarygodny sposób. Wydaje mi się, że dla młodszej widowni, to nie jest już ważne, czy są to lata 90., czy jakiekolwiek inne. Dla nich to będzie film o poważnym bagażu moralnym. Oby!
***
Naszą recenzję filmu „Napad” od Netfliksa znajdziecie tutaj.
2