Prawnicy podkreślają, że Europejskie Prawo o Wolności Mediów to ramy prawne. Medioznawca zaznacza, że brakuje w nim ważnych rozstrzygnięć: - Jak bronić demokratycznych dziennikarzy i eliminować zakamuflowanych propagandystów i wyraźnego podkreślenia, że pluralizm mediów „tak”, ale pod warunkiem, że mówimy o mediach szanujących i pielęgnujących rozsądną demokrację – mówi Wirtualnemedia.pl prof. Jacek Dąbała. Co mediom w Polsce daje EMFA?
Nowy unijny akt prawny - European Media Freedom Act (Europejskie Prawo o Wolności Mediów, EMFA) wszedł w życie 7 maja. To z założenia zbiór przepisów, których zadaniem jest ochrona pluralizmu i niezależności mediów w UE.
Prof. Jacek Dąbała, medioznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego podkreśla, jak cenne jest unijne rozporządzenie, ale i przestrzega, że może być niebezpieczne. - Każde uregulowanie, mające na celu wzmocnienie wolnych i demokratycznych mediów, jest dla społeczeństwa bezcenne. To ważny i dobry ruch legislacyjny, który - wyobrażam sobie - stale będzie udoskonalany. Szczególnie dla krajów, gdzie demokrację wykorzystuje się, żeby zdobyć autorytarną władzę, a co za tym idzie, przejąć media państwowe i zamienić w tzw. tubę propagandową. Plus wykosić media niezależne. Taki rodzaj bandytyzmu politycznego wobec mediów działał w Polsce i nadal, niestety, działa na Węgrzech. Prawo wspólnotowe jest po prostu zawsze silniejsze na wypadek, gdyby w jakimś kraju narodowym wygrały siły antydemokratyczne. Oczywiście takie prawo ma znaczenie tylko pod warunkiem, że siły zła nie wygrają kiedyś w ramach samej wspólnoty i np. liberalizm nie zdegeneruje się do granic zabójczego absurdu pod płaszczykiem naiwnych haseł wolnościowych lub nie pojawi się autorytaryzm, a nawet dyktatura wspólnotowa. Dlatego w uregulowaniach potrzebne są bezpieczniki przewidujące takie sytuacje – zaznacza.
Czym jest EMFA?
EMFA to reakcja na rządowe próby uciszania wolnych mediów w Polsce, na Węgrzech i Słowacji. W Polsce zaczęło się od przejęcia mediów publicznych po wyborach w 2015 roku. PiS obsadziło swoimi ludźmi stanowiska na wszystkich szczeblach - od techników, po prezesów (wielu dziennikarzy straciło pracę). Tak skonstruowana maszyna była używana do siania propagandy, ataków na opozycję, szerzenia mowy nienawiści, polaryzacji społeczeństwa.
Nieustannie lansowana była przez PiS idea repolonizacji mediów. Plan wymierzony był w konkretne firmy: szwajcarsko-niemiecko-amerykańską Ringier Axel Springer (m.in. Onet, „Fakt”, „Newsweek”), amerykańską Discovery (TVN, TVN24) i niemiecką Verlagsgruppe Passau (gazety z grupy wydawniczej Polska Press). W grudniu 2020 roku z tą trzecią firmą się udało. Państwowy koncern PKN Orlen wykupił grupę Polska Press. Kilka miesięcy wcześniej upada radiowa Trójka - odchodzą dziennikarze, rozpada się społeczność. W lokalnych rozgłośniach radiowych od dawna o rządową propagandę dbają wyznaczeni naczelni. Podobnie dzieje się w mediach przejętych przez Orlen.
Na wsparcie swoich mediów partia przelewa miliardy dotacji: „Łącznie w latach 2017-2022 TVP SA otrzymała rekompensaty z budżetu państwa w kwocie 7 196,2 mln zł (7,2 mld zł), a w 2023 r. 2 347,9 mln zł (2,3 mld zł)” - informowała Najwyższa Izba Kontroli w raporcie opublikowanym w październiku 2023 roku. Drugi finansowy lejek to reklamy, które spółki skarbu pastwa wykupują w wybranych mediach.
Szczytem były: plan wprowadzenia podatku od wpływów reklamowych, który miał być kierowany na medialne projekty sprzyjające władzy (jakieś 300 mln zł rocznie) i Lex TVN - krok, mający doprowadzić do utraty koncesji przez stację TVN24.
Unia o tym wszystkim wiedziała i sporo czasu musiało upłynąć zanim Magdalena Adamowicz, posłanka z Polski mogła w przeddzień głosowania w Strasburgu nad Europejskim Prawem o Wolności Mediów, powiedzieć: - Akt o wolności mediów to akt siły obywateli wobec władzy. To akt prostej prawdy, że my, naród, mamy prawo wiedzieć i mamy prawo decydować, kto nami rządzi. I żadna władza nigdy i nigdzie nie ma prawa nam zabierać ani ograniczać prawdy".
- To tak naprawdę jest akt o wolności nas wszystkich. Bo nikt z nas nie może być wolny w świecie, w którym media szantażowane są profitami z reklam albo rządowymi kontraktami - mówiła podczas debaty 12 marca żona prezydenta Gdańska, który zmarł po tym jak w 2019 roku został ugodzony nożem na scenie WOŚP.
EMFA może być hamulcem na weto prezydenta
Przez to, że unijna reakcja na zawłaszczanie mediów nie przyszła szybko, EMFA stanowi dziś dla Polski istotne narzędzie naprawcze. - Ostatnie lata pokazały wyraźnie, że polskie media publiczne wymagają gruntownej reformy. Nie da się ukryć, że polityczne potyczki niejednokrotnie były przyczyną zachwiania rzetelności przekazywanych informacji. Znajdowało to swoje odzwierciedlenie nie tylko w często wręcz stronniczych treściach redakcyjnych, ale i w strukturach zarządczych, które budziły wątpliwości społeczeństwa co do swojej autentycznej neutralności – mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl radca prawny Wojciech Szymczak z Kancelarii Prawnej Media.
Po zmianie rządów jesienią ub.r., Polska awansowała o dziesięć pozycji w Światowym Indeksie Wolności Prasy 2024 i jest na 47. miejscu za Kostaryką, Mołdawią i Armenią (2022 roku była na 66. pozycji). Na razie to nie jest powód do dumy, ale w drodze po kolejne stopnie awansu kraje unijne powinny respektować rozporządzenie, którego najważniejsze punkty można streścić:
- zakaz stosowania przeciw dziennikarzom, w tym freelancerom, oprogramowania szpiegującego,
- zakaz wymuszania na dziennikarzach i redaktorach, by ci ujawniali swoje źródła,
- obowiązek publikacji w krajowej bazie danych informacji o tym, kto jest właścicielem danego medium oraz czy i w jakim stopniu jest ono własnością państwa,
- obowiązek informowania o przychodach z reklam państwowych, oraz otrzymywanym wsparciu finansowym państwa,
- wybór prezesów i zarządów mediów publicznych w przejrzystych procedurach i na długie kadencje,
- powołanie Europejskiej Rady Usług Medialnych, która ma m.in. opiniować planowane koncentracje mediów,
- ochrona treści w dużych platformach internetowych - zakaz usuwania treści bez konsultacji z wydawcą.
Wojciech Szymczak podkreśla, że EMFA może okazać się sposobem na sprzeciw Andrzeja Dudy, wobec konkretnych zmian prawa medialnego w Polsce. - Nowe unijne prawo było potrzebne, by zjednoczyć państwa członkowskie w walce o prawdziwie wolne media. Polska potrzebowała wyraźnego bodźca z zewnątrz, który zmusi rządzących do wprowadzenia fundamentalnych zmian. Rozporządzenie jest zatem przede wszystkim motywacją do podjęcia poważnych prac legislacyjnych, w szczególności nad nową ustawą medialną. Konieczność dostosowania sposobu zarządzania mediami publicznymi do wymogów unijnych, może uchronić nowelizację polskiego prawa medialnego przed prezydenckim wetem. Warto mieć na uwadze także rosnące kompetencje organu ponadnarodowego, w postaci Europejskiej Rady Usług Medialnych, która zastąpi dotychczasową ERGA – zaznacza.
Obawy co do uprawnień nowego organu - choć zaznacza, że EMFA to krok w dobrym kierunku - ma z kolei Roman Imielski, pierwszy wicenaczelny „Gazety Wyborczej”.
- Jedyne zastrzeżenie to jest Europejska Rada Usług Medialnych. Po pierwsze ona ma się składać z dzisiejszych regulatorów, a wiemy, że regulator w Polsce to Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, czyli de facto pan przewodniczący Maciej Świrski, który jest kompletnym nieporozumieniem na tym stanowisku, bo jego głównym zadaniem jest prześladowanie wolnych mediów, a nie ich chronienie. A po drugie, rada ma objąć również szeroko rozumianą prasę, a dotychczas obejmowała media, których działalność jest regulowana przez państwo, typu przyznawanie koncesji czy częstotliwości. Jako Izba Wydawców Prasy zwracaliśmy uwagę na to rozszerzenie kompetencji rady – wyjaśnia w rozmowie dla Wirtualnemedia.pl Imielski.
EMFA daje swobodę pracy. Nie rozstrzyga kto jest dziennikarzem, a kto propagandystą
Unijne prawo powiela istniejące już, krajowe rozwiązania dotyczące źródeł informacji, ale czy okaże się istotnym wzmocnieniem pozycji dziennikarzy wobec organów władzy? - Bardzo znaczący jest dla mnie zakaz szpiegowania dziennikarzy i to, że jeśli doszłoby do inwigilacji, nawet za zgodą sądu, to dziennikarze mają być o tym powiadamiani. Wiemy, że mieliśmy z tym problemy w ciągu ostatnich lat rządów PiS. Naszemu koledze z Gorzowa Wielkopolskiego skonfiskowano komputer, to była głośna sprawa, bo to niedopuszczalne. Dobrze, że unia zwraca na to uwagę – podkreśla Imielski.
To, że rozporządzenie ma być dla dziennikarzy gwarancją niezależności, podkreśla Szymczak. - Stanie się tak przede wszystkim za pośrednictwem zakazu ingerencji państwa w działalność mediów. W praktyce zakaz ten powinien znaleźć swoje odzwierciedlenie w całkowitym odpolitycznieniu mediów i zachowaniu ich niezależności. To z kolei przełoży się realnie na pracę dziennikarzy. Wolne media oznaczają także swobodę ich pracy. Niezależność z kolei oznacza rzetelność przekazywanych informacji. Przejrzysty wybór szefostwa publicznych spółek medialnych, a także stosowne procedury jego odwołania, powinny również wpłynąć korzystnie na stabilność zatrudnienia dziennikarzy – wymienia szerokie pole działania przepisu na wykonywanie zawodu dziennikarza.
Dąbała podkreśla, że przepisy dają co prawda większe zabezpieczenie prawne dziennikarzom, ale nie rozstrzygają o podstawowej kwestii: kto jest dziennikarzem, a kto propagandystą. - Każda władza ma większe lub mniejsze pokusy rządzenia mediami, a zatem należy takim pokusom jak najskuteczniej zablokować drogę. Jednak trzeba zaznaczyć, że uregulowania te - a tego nie widzę odpowiednio mocno w obecnym zapisie - powinny rozstrzygnąć jednoznacznie podstawową kwestię: jak bronić demokratycznych dziennikarzy i eliminować zakamuflowanych propagandystów, jak ich odróżniać. Brakuje wyraźnego podkreślenia, że pluralizm mediów tak, ale pod warunkiem, że mówimy o mediach szanujących i pielęgnujących rozsądną demokrację, mediach odpowiedzialnych i służących dobrostanowi obywateli. Pluralizm nie może dawać jakichkolwiek praw populistycznym krętactwom i propagandzie, która obłudnie nazywa się dziennikarstwem. Chodzi o zadbanie o praktyczną możliwość marginalizowania niedemokratycznych mediów, które mogą ogłupiać ludzi, wzbudzać nienawiść i zamieszki. A nawet być piątą kolumną wrogich państw. Pozycja dziennikarzy zostanie wzmocniona, jeśli te elementy wybrzmią w karcie mocnej i zdecydowanie, jeśli ich stosowanie stanie się faktem - wyjaśnia medioznawca.
W obecnym stanie mediów i rynku medialnego w Polsce najistotniejsze, zdaniem Dąbały, są przepisy, które ograniczają ingerencję polityków w niezależny przekaz dziennikarski. - Gdyby na przykład znalazł się tam dodatkowo taki zapis, że każdy polityk usiłujący rządzić mediami natychmiast wylatuje z polityki i trafia do więzienia, to karta zdałaby egzamin i nie zjadłyby jej szlachetne ogólniki – podkreśla.
EMFA to nie instrukcja. Nie mówi, jak odmienić KRRiT
Pracującym nad ustawą medialną w Polsce przydałaby się instrukcja pod hasłem: jak zorganizować media publiczne, tymczasem unijne rozporządzenia daje zaledwie podpowiedzi. - W polskiej perspektywie EMFA ukazuje się w momencie największych w ostatnich latach zmian w mediach publicznych. W szczególności trzeba zwrócić uwagę na trwające i burzliwe reformy przeprowadzane w TVP. Rozporządzenie zawiera regulacje, które powinny być w trakcie tych reform respektowane. Przede wszystkim w zakresie finansowania działalności mediów publicznych, kampanii reklamowych i zasad zarządzania – wymienia w rozmowie z Wirtualnemedia.pl prawnik Jakub Borowiak z Kancelarii Prawnej Media.
Wojciech Szymczak podkreśla, że nowa ustawa medialna powinna uwzględnić unijne przepisy w całości: - Europejski akt o wolności mediów wyznacza zharmonizowane ramy dla systemu mediów publicznych w państwach członkowskich. Przede wszystkim ustanawia regulacje, które mają zapewnić neutralność i rzetelność tych mediów już u samych podstaw. Dlatego rozporządzenie mocno wybrzmiewa, gdy mowa o zakazie ingerencji politycznych w działalność mediów - zarówno w zakresie treści redakcyjnych, jak i innych spraw organizacyjnych. Mówi również szeroko o tym, że obstawianie stanowisk kierowniczych w spółkach mediów publicznych musi odbywać się w przejrzysty sposób. Mechanizm powoływania i odwoływania osób na takich pozycjach nie może budzić wątpliwości - wymienia.
European Media Freedom Act nie rozwiązuje jednak wszystkich problemów. - Nie mówi wprost o tym, jak powinno się przeprowadzić reformy - np. jak odmienić KRRiT albo co zrobić z Radą Mediów Narodowych. Te kwestie muszą być wypracowane w toku konsultacji publicznych i uzgodnień resortowych. O ile mamy więc poważny zarys pożądanego kształtu mediów publicznych, to wiele kwestii pozostaje w gestii naszych rządzących. Celem rozporządzenia było jedynie wprowadzenie najważniejszych gwarancji i nadanie kierunku potrzebnym zmianom, a nie kompletna odpowiedź na pytanie, jak zorganizować media publiczne – wyjaśnia Szymczak.
Trudno znaleźć w unijnym rozporządzeniu bezpośrednie odniesienie do niszczącego polskie media zjawiska, jakim są gazety, portale i telewizje wydawane przez samorządy, a które można postrzegać, jak zakamuflowane media publiczne, bo „produkowane” za pieniądze podatnika. EMFA zawiera jednak ograniczenia, które mogą na nie wpłynąć.
- Sytuacja mediów samorządowych na gruncie rozporządzenia jest złożona. Choć nie będą regulowane jako „dostawcy publicznych usług medialnych” (gdyż nie powierzono im realizacji misji publicznej), to jednak znajdą do nich zastosowanie ograniczenia związane z przydziałem środków publicznych na reklamę państwową oraz na umowy dostawy lub umowy o świadczenie usług. Ponadto w usługach medialnych dostarczających treści informacyjne i nt. spraw bieżących powinno się ujawniać wszelkie istniejące lub potencjalne konflikty interesów - trudno będzie ich uniknąć, informując o sprawach samorządu, gdy z tego źródła otrzymuje się finansowanie – podkreśla Szymczak.
Obawy ma medioznawca: - Za mało jest tu zdecydowanych bezpieczników, co może być pokusą omijania niewygodnych zapisów lub swobodnej interpretacji. To kwestia zrozumienia i stosowania karty. Nie może być wątpliwości, że w demokratycznych krajach żaden samorząd dowolnego szczebla nie powinien prowadzić działalności medialnej. Od tego są niezależni dziennikarze – zaznacza Dąbała.
Imielski o wydawaniu samorządowych mediów mówi wprost: - Trzeba tego zakazać ustawowo. To nie tylko nieuczciwa konkurencja, ale też dezinformacja. W dużej części propagandowe platformy lokalnej władzy. I to jest ponad podziałami politycznymi, wykorzystują to wszyscy – zaznacza.
EMFA nie wystarczy. Potrzeba pieniędzy
Wicenaczelny „GW” podkreśla, że z ochroną treści w dużych platformach internetowych jest pewien kłopot. - Idea jest słuszna i jak każda słuszna, może mieć blaski i cienie. Pamiętamy działania PiS, który bardzo bronił tego, żeby treści prawicowych środowisk nie były usuwane i rząd je bronił, ale nie miał problemu, jak inne były usuwane – wyjaśnia i zaznacza, jak ważne jest ograniczenie władzy big techów (Agora – wydawca „Gazety Wyborczej” jest w grupie 33 firm mediowych, które pozwały Googl’a twierdząc, że jego praktyki na rynku reklamy cyfrowej osłabiają europejskie media).
Imielski mówi też o dwóch innych sprawach, które wymagają unijnych działań i uregulowań. Jedną z nich jest wspólny europejski program szkolny dla dzieci (od trzeciej klasy), który będzie mówił o tym, czym są media społecznościowe, jakie są tam zagrożenia i dlaczego tak ważna jest jakościowa informacja, sprawdzona informacja.
Druga to finansowe wsparcie mediów. - Media powinny być wspierane przez państwa i przez Unię Europejską. Oczywiście nie chodzi o to, żeby były dotowane, ale powinniśmy mieć dostęp do grantów na konkretne projekty np. na współpracę między redakcjami, na nowoczesne technologie. Nie ma dziś nowoczesnych mediów, bez inwestycji w technologie. To są bardzo kosztowne rzeczy i dobrze, że tu już są dostępne unijne granty. I Unia Europejska i państwa członkowskie muszą zrozumieć, że bez wsparcia dobrej informacji i dobrych mediów, nasza demokracja będzie słabsza, podatna na dezinformację, na fake newsy, które codziennie widzimy i z nimi walczymy, szczególnie, że czas jest niebezpieczny, bo mamy wojnę w Ukrainie. Rosja czy Białoruś wykorzystują tę sytuację do rozprzestrzeniania dezinformacji, szczególnie w mediach społecznościowych, a media, takie, jak „Gazeta Wyborcza” są realną zaporą do tego typu działań – podkreśla.
W publikacji wydanej przez Archiwum im. Wiktora Osiatyńskiego dr Dominika Bychawska-Siniarska z Prague Civil Society Center podkreśla konieczność finansowego wsparcia mediów lokalnych: - Żeby jednak naprawdę uratować media w Unii Europejskiej, niezbędne jest opracowanie polityki wsparcia mediów lokalnych, w tym systemowego wsparcia finansowego. Media lokalne są papierkiem lakmusowym demokracji, dobrem, które zasługuje na rozbudowany program ochrony i wsparcia. (...). Niezależne media lokalne są w szczególnie trudnej sytuacji, w której muszą walczyć z nieuczciwą konkurencją prasy wydawanej przez samorządy. (...) kluczowe jest opracowanie programów regularnych dotacji oraz zaangażowanie międzynarodowej filantropii w celu wsparcia mediów lokalnych – zaznacza.
Wicenaczelny „GW” nie ma wątpliwości, że dla przyszłości silnej demokracji niezbędne jest budowanie siły mediów: - Możemy uchwalić jak najlepsze prawo europejskie, ale zdarza się ktoś taki jak Viktor Orban czy rząd PiS i powie: „no i co z tego”. Będą sankcje, a oni i tak mogą robić swoje, jak w ostatnich latach.